Kiedy Zachariasz w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański... (Łk 1,5-25).
Bóg przychodzi na modlitwie, Bóg przychodzi w obowiązku, Bóg przychodzi w odpoczynku. Zawsze konkretnie do mnie. Zawsze z miłością, nawet jeśli Jego słowa zabolą, przestraszą, czy zatrzymają (jak została zatrzymana mowa Zachariasza).
Bóg przychodzi, bo słyszy najgłębszą moją prośbę, taką, której wypowiedzieć nie potrafię. "Duch przychodzi naszej słabości, kiedy nie umiemy się modlić..." - powie św. Paweł.
Uwielbiam dziś mego Pana za tęsknotę za Nim, uwielbiam za zaufanie, jakim mnie obdarza i za zaufanie, jakie we mnie wzbudza!
***
Dobra lektura
Dzisiejszy komentarz o. Łusiaka SJ, cytuję w całości, za deon.pl:
Zachariasz nie uwierzył Gabrielowi i trudno mu się dziwić. Któż z nas uwierzyłby na jego miejscu. Było więc lepiej, żeby pozostał niemy do czasu, aż spełni się zapowiedź anioła. Nie dowierzając Bogu mógłby bowiem mówić coś niewłaściwego o Bożym działaniu. Zapewne lepiej było, aby zamilkł na jakiś czas.
Człowiek, który nie wierzy Bogu nie ma wiele do powiedzenia o Nim. Dlatego zanim zaczniemy o Nim mówić innym zastanówmy się, czy już w miarę mocno ufamy Bogu.
A co zrobić, by bardziej zaufać? Przypatrywać się Bożemu działaniu w naszym życiu. Bóg nie żąda od nas zaufania. On je zdobywa swoim działaniem, tak jak w życiu Zachariasza i Elżbiety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz