Uczeni pochylali się nad Literą, ale niestety nie rozpoznali Rzeczywistości. Taki scenariusz grozi także nam (mi). Nie uczoność, tylko proste, szczere, czyste, dziecięce serce może rozpoznać Przychodzącego i Obecnego Pana.
Dziś przeżywam dzień skupienia. Patrzę na swoje serce, słucham głosu Pana. Pytam, kto dla mnie jest Eliaszem? Kto w moim "dziś" jest dla mnie Janem Chrzcicielem?...
Taki obraz powstaje w wyobraźni:
Serce moje i w nim splątane korzenie grzechu: pychy, chciwości, zazdrości, nieumiarkowania, nieczystości, gniewu, lenistwa... Mimo pracy, mimo wysiłku te korzenie - oścień po grzechu pierworodnym - w sercu, są. Nie potrafię ich wyplenić. Doświadczam bezradności i bezsilności.
Lecz od uroczystości Niepokalanego Poczęcia wzrasta we mnie nadzieja, że to Pan sam wypleni je w swoim czasie.
Dotąd było tak, że dany korzeń widziany przeze mnie w postawie innej osoby - jak obraz w krzywym zwierciadle powiększony i zniekształcony (por. o belce w oku i drzazdze) - drażnił mnie tak, że reagowałam za mocno, za ostro, niemiłosiernie... Dziś widzę, że reagowałam - nie wiedząc o tym - na korzeń mego grzechu odbity w zwierciadle. A energia naprawy rozpraszała się na kawałeczki rozbijanego zwierciadła, tzn. rozbijała relację siostrzaną nie wnosząc nic dla prawdziwego uzdrowienia i nawrócenia.
Tak więc, uwielbiam Pana, uwielbiam Go w Chlebie Życia, który karmi moje serce, które je leczy, trując chore korzenie, korzenie grzechu pierworodnego zasiedziałe we mnie.
Cieszę się bardzo, choć boli, boli porównawczo - choć na innym poziomie odczuwania - jak zatruwanie kanałowe korzeni zęba. Wiem, że czasu trzeba na to uzdrowienie. Trzeba swoje wysiedzieć (jak na fotelu dentystycznym) tak też na kolanach przed Obecnym. Ale właśnie po to też jest adwent.
Fot 1. Godło nasze zakonne jest do odkrywania dnia każdego, a nie tylko do eksponowania, jak tu mi dobrze wyszło :). Serce z krzyżem. Krzyż leczący serce me, bo zapuszcza swe korzenie i niesie Życie.
***
Zapraszam do przeczytania homilii św. Efrema Krzyż Chrystusa zbawieniem ludzkości:
Śmierć rzuciła Chrystusa do swoich nóg, On jednak ją podeptał, jak depce się drogę. Z własnej woli przyjął śmierć i jej się poddał, aby wbrew niej samej ją unicestwić. Bo wyszedł nasz Pan niosąc krzyż, bo śmierć tego chciała. Ale na krzyżu zawołał głosem wielkim i wywiódł umarłych z otchłani, wbrew woli śmierci.
Śmierć zabiła Pana w Jego ludzkim ciele, ale tą samą bronią On odniósł nad nią zwycięstwo. Ukryło się Bóstwo pod zasłoną człowieczeństwa i tak stanęło przed śmiercią, ona zaś zabiła i sama została zabita: zabiła życie przyrodzone, ale z kolei zabiło ją życie nadprzyrodzone.
Ponieważ śmierć nie mogła Go pożreć bez ciała, ani też otchłań nie mogła pochłonąć Go bez ciała, zstąpił Pan w łono Dziewicy, aby wzięte z niej człowieczeństwo mogło zaprowadzić Go do otchłani. Zeszedł tam w przyjętym przez siebie ciele, rozproszył i złupił nagromadzone tam skarby.
Przyszedł do Ewy, matki wszystkich żyjących. Jest ona winnicą, której ogrodzenie śmierć wyłamała własnymi rękami Ewy, aby ta skosztowała swojego owocu. Dlatego Ewa, matka wszystkich żyjących, stała się dla nich wszystkich źródłem śmiercionośnym.
Ale zamiast Ewy, dawnej winorośli, zakwitła nowa latorośl winna, Maryja, w której zamieszkało nowe życie, Chrystus. I śmierć się przybliżyła, niczego nie przeczuwając, aby jak zwykle odebrać to, co do niej należy. Lecz oto w owocu, który miała zerwać, było ukryte Życie niweczące śmierć. Gdy więc śmierć bez żadnej obawy pochłonęła Pana, wyzwoliła życie, a wraz z nim wielu ludzi.
Jakże On wielki, ten Syn cieśli. Krzyż swój zatknął nad pożerającą wszystko otchłanią, a ludzkość przyprowadził do domu życia. Za sprawą drzewa upadła ludzkość aż do dna piekła; za sprawą drzewa wzniosła się do domu życia. Na drzewie, na którym zaszczepiono cierpki szczep, zaszczepiono również i słodki pęd, abyśmy poznali Tego, któremu nie oprze się żadne stworzenie.
Tobie chwała! Tobie, który krzyż uczyniłeś mostem ponad śmiercią, aby po nim dusze mogły przejść z krainy śmierci do krainy życia.
Tobie chwała! Tobie, który przyjąłeś ciało ludzkie i uczyniłeś je źródłem życia dla wszystkich śmiertelnych.
Ty żyjesz w pełni, a Twoi oprawcy postąpili jak rolnicy: zasiali Cię w głębi ziemi jak ziarno pszeniczne, abyś stamtąd zmartwychwstał i wraz z sobą wskrzesił wielu.
Pójdźmy, ofiarujmy Mu naszą miłość jako wielką i powszechną ofiarę, skierujmy pieśni i modlitwy ku Temu, który swój krzyż złożył w ofierze Bogu, aby przez niego nas wszystkich ubogacić. (św. Efrem)
***
I jeszcze jedna dobra lektura. Św. Stanisław Papczyński Rozważanie śmierć śmierci. Fragment zacytuję, by zachęcić do lektury, choć językiem barokowym napisane, to jednak o prawdzie wciąż aktualnej:
... Chrystus nasz Bóg, chcąc nas uwolnić od tego strachu, oddał się temu potworowi na pożarcie, ale nie na zagładę. "Niejedna bowiem kobieta rodząca – rozważa Złotousty Biskup – nie cierpi tak, jak śmierć, gdy połknęła ciało Pańskie, była rozrywana, targana. W tym zdarzeniu zaszło to samo, co w babilońskim smoku, gdy zjadłszy pokarm, pękł na pół. Bo nie przez usta śmierci wydostał się Chrystus, lecz z pękniętego na pół brzucha smoka wyszedł jaśniejący", mając i nas podobnie uczynić w pełni jaśniejącymi.
[...]
Zwyciężyłeś Jezu śmiercią śmierć: cóż więcej
Pozostaje? Byś i mnie nauczył ją zwyciężać.
Naucz mnie zwyciężać, jednocześnie mi żyć pozwól,
Wierzę, że to zależy od Drzewa życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz