niedziela, 31 sierpnia 2014

31 VIII, idźmy za Nim, nie przed Nim

Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmar­twychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”... Mt 16,21–27

Chciałabym powiedzieć do Piotra: "Piotrze, faux pas popełniasz ucząc Jezusa i robiąc Mu wyrzuty"...
A przecież to moja postawa, ja tak czynię, kiedy nie przyjmuję w swoim życiu cierpienia i chcę bez paschy doświadczać radości trwałej.
Nie ja będę zbawicielem (jak i nie Piotr był zbawicielem Jezusa, tylko Jezus Piotra)! Nie mi reżyserować drogę swoją czy brata. Nie mi! I nie tobie! Pójdźmy za Jezusem, On pierwszy idzie i prowadzi, my za Nim, nigdy przed Nim.
Bo inaczej będziemy zawadą (przeszkodą) dla Jezusa idącego ku braciom i dla braci, którzy potkną się o nas.

To dzisiejsze Słowo uczy mnie też cierpliwości, uczy słuchania do końca. Bym nie zatrzymała się na cierpieniu..., bym usłyszała, że ta droga prowadzi do zmartwychwstania, więc do życia!
To jest dobra nowina! Cierpienia się nie uniknie, ale przyjęte prowadzi przez paschę ku życiu.
A lęk? Jest. I dobrze. Skłania mnie do modlitwy o wytrwałość w cierpieniu, w trudzie. I paradoksalnie, właśnie pobudza do decyzji "abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej" ( Rz 12,1).

Czytałam sobie wczoraj o lęku:
Lęk powinien spełniać w naszym życiu rolę pozytywną. Powinien nas zmuszać do tego, byśmy dopuścili do głosu to, co w nas tkwi, byśmy naprawdę i możliwie najlepiej wykorzystali własny potencjał.
Początkowo lęk jest - albo też wydaje się - przeszkodą, która utrudnia działanie, utrudnia podjęcie ryzyka, co trwa do chwili, gdy zdecydujemy się wreszcie przeciwstawić owej przeszkodzie, przekonując się, że jesteśmy silniejsi niż ona, że mamy więcej siły, niż przypuszczaliśmy. Inną odmianą lęku jest wrażenie ucisku w piersiach albo ściskania w gardle, co wiele osób często odczuwa. Jeśli przetrzymamy taki konkretny napad lęku, poczujemy, że nasze życie znowu nabiera rozpędu i intensywności, i to na różnych płaszczyznach. 
Przede wszystkim jednak sprawimy, że nasze ,ja", pokonując lęk, będzie mogło coraz pełniej się realizować, a nasze życie zyska nową jakość i indywidualność. Jest to lęk, o którym Verena Kast mówi, że "zmusza on ludzi do tego, by żyli własnym życiem". Więcej tu... 
Bardzo mi się podoba to określenie - "zmusza ludzi, by żyli własnym życiem", czyli, by pozwolili się Bogu wypełnić do końca, jak ta stągiew z 26 VIII...
Dzisiejsze Słowo stawia mi pytanie o moją wiarę w zmartwychwstanie.

Fot. z pielgrzymki: jeśli nie dałabym się poprowadzić... nie przeżyłabym wielu chwil trudnych i wielu radosnych... i nie stanęłabym przed Maryją na Jasnej Górze.
To taka mała zachęta do wielkiego zaufania.

sobota, 30 sierpnia 2014

30 VIII, co robię z moim talentem?

Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana... Mt 25,14-30

Dziś cytat ze św. Jana Pawła II:
"Otóż pragnę podkreślić, że u podstaw każdego z tych wielu zróżnicowanych talentów każdy z nas, każdy bez wyjątku, również nie należący do świata kultury i nauki, dysponuje nade wszystko jednym: uniwersalnym talentem, którym jest nasze człowieczeństwo, nasze ludzkie „być” (esse). 
Ewangelia ze swym przykazaniem miłości uczy nas pomnażania tego przede wszystkim talentu: talentu naszego człowieczeństwa. Ostateczny osąd naszego życia będzie też tego talentu dotyczył nade wszystko. Ten zaś talent pomnaża się „przez bezinteresowny dar z siebie samego”, czyli przez miłość Boga i bliźnich". (Jan Paweł II, Przemówienie do przedstawicieli świata kultury zgromadzonych w Teatrze Narodowym, 8 VI 1991).

  „Człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego” (Gaudium et spes, 24).

Co więc robię z moim talentem? Czy rozwijam go poprzez  bezinteresowny dar z siebie? Czy kocham w pełni (przynajmniej czy próbuję)?

wtorek, 26 sierpnia 2014

26 VIII, stągiew, służba i pielgrzymowanie

A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. J 2,1-11

Jestem z jednej strony stągwią, która ma być wypełniona aż po brzegi... Czym? - moją codziennością, zwykłymi obowiązkami, spotkaniami, pracą, zwyczajnością, moją miłością, zaangażowaniem w pełni.
Ale jestem też służbą, która napełnia tę stągiew codzienności prostą wiarą aż po brzegi!
Reszta należy do Pana, który przemienia wodę codzienności mego życia w najlepsze wino... W którym momencie to się dzieje? Nie wiem! Ale wiem, że przemienia, jeśli tylko ja napełniam i Mu przynoszę.

A Maryja jest i czuwa. Zawsze Mu podpowie na czas... Więc Ona w życiu naszym jest KONIECZNA! Trzeba Ją zapraszać, zabierać do naszych spraw.
W tym celu, ale też w celu pozdrowienia Maryi w dniu Jej jasnogórskich imienin pielgrzymowałam (23-26 VIII) ze współsiostrą (same we dwie) z Krakowa na Jasną Górę.

czwartek, 21 sierpnia 2014

21 VIII, czyj ten ślub?

Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. [...] 
Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?». Mt 22,1-14

Dwa pytania dla mego serca: czy chcę Boga? czy interesuje mnie to, co On czyni? czy interesuje mnie uczta, na którą mnie zaprasza?
Drugie pytanie o strój weselny. O. Łusiak dobrze to ujął: "Niebo jest dla każdego, kto "odzieje się" w Miłość". Więc jest to pytanie o miłość. Czy dbam o to, by ją w sobie mieć?
I nie chodzi tylko o odpowiedź słowną... idzie raczej o czyny.
Więc... ku nawróceniu...

Fot. z internetu.
I jeszcze jedna myśl: ta uczta ślubna synowi wyprawiona jest też moją ucztą ślubną. ON po to stał się Człowiekiem, by zjednoczyć się ze mną (z tobą, z ludzkością).

środa, 20 sierpnia 2014

20 VIII, do winnicy

Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. 
Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: «Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam». Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął». Rzekł im: «Idźcie i wy do winnicy»... Mt 20,1-16

"O denara", "co będzie słuszne", "idźcie i wy do winnicy"... Ceny wynagrodzenia spadają, powiedziałabym, ale zaufanie do Gospodarza wzrasta, kolejni idą do winnicy bez umów.
Koniec jest zaskakujący, zaskakujący dla wszystkich. Tu można doczytać.
Gospodarzem jest Ojciec i chodzi o królestwo niebieskie, musimy o tym pamiętać!
W dobroć Ojca mamy nie tylko uwierzyć, ale ją przyjąć. Ojciec daje życie - daje je w całości - cały denar (denar to życie wieczne - jest albo nie ma - nie da się dać połowy życia wiecznego... to interpretacja Ojców Kościoła).
Bardzo lubię tę przypowieść. Lubię ją cytować osobom starszym, które zgłaszając się do katechumenatu mają w sobie nieśmiałość, zażenowanie i smutek, że dopiero teraz, w tym wieku, proszą o chrzest.
A swoją drogą podziwiam też precyzję Gospodarza, który dobrze wie, kiedy kogo do swojej winnicy zaprosić.

Fot. Kiedy człowiek się cieszy z bycia w winnicy, to i choroba, i wózek inwalidzki nie są przeszkodą w tej radości... Moja Mama. :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

19 VIII, wielbłądowi łatwiej?

„Zaprawdę powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”. Gdy uczniowie to usłyszeli, przerazili się bardzo i pytali: „Któż więc może się zbawić?” Jezus spojrzał na nich i rzekł: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe”. Mt 19,23-30

Wielbłądowi łatwiej zostawić bagaż, którym go obkładają, niż mi to wszystko, (albo nawet tylko jedno, ale ważne dla mnie) do czego przywiązuję się. Moje bogactwo - każdy je ma - i nie muszą to być rzeczy materialne, ale moje przekonania, moje plany, oczekiwania w moich relacjach itp...
Nie chcę pytać z Piotrem, co dostanę z opuszczeniem tego. Wiem... Wiem też, że bogactwo zatrzymuje w drodze za Barankiem.
Dobra Nowina: choć po ludzku niemożliwe, to u Boga wszystko jest możliwe!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

18 VIII, idź za Jej głosem

«Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?» Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania» [...] 
«Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». 
Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Mt 19,16-22

Ta Ewangelia nie pozostawia mnie obojętną. Ona wprowadza mnie w kryzys, domaga się pewnego zmagania, walki, decyzji...
Życie według przykazań prowadzi ku Życiu. Jednak... "jeśli nie miałbym miłości, to nawet gdybym rozdał na jałmużnę wszystko co posiadam, nic mi nie pomoże..." (por 1 Kor 13)
"Chodź za Mną" - ale najpierw zostaw swoje - Miłość wzywa, wzywa Ten, który jedynie jest Dobry. Bywam czasem zasmucona, bo nie chcę zostawić swojego, bo to moje dodaje mi pewności (nawet jeśli tylko pozornej...). Czy zaufam Jezusowi? Czy kolejny krok za Nim uczynię? Nawet jeśli to krok ku Golgocie...Jego droga jest taka, ale sprawdzona.
Szczęście i radość jest na wyciągnięcie ręki (i ma swoją cenę), wybór należy do mnie (jak w Twoim życiu - do Ciebie).

Nie potrafię się oprzeć, by tego nie napisać.
Przed wyjazdem do klasztoru Mama podrzuciła mi kartkę ze słowami: "Gdy Miłość cię woła, idź za Jej głosem". Gdzie Ona idzie? - poszła na krzyż, tam się wypełniła, stała się doskonała, bezinteresowna. Dziś mi się to przypomniało, po 21 latach, przypadkowo? Chyba nie :).

niedziela, 17 sierpnia 2014

17 VIII, nie bój się zniechęceń

... A ona odrzekła: "Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów". Wtedy Jezus jej odpowiedział: "O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!" Mt 15,21-28

A jaka jest moja wiara?
Kobieta kananejska była przekonana, że Jezus jest dobry, że Bóg jest dobry. Miała w sobie na to argumenty z kontemplacji tego, co było jej udziałem na codzień. Jak się ma szczenięta, to się ich lubi i dba się o nie.
Wniosek kobiety prosty: skoro Bóg nas ma, to nas kocha i zadba o nas :)

Zniechęcenia, i te zewnętrzne, i te wewnętrzne, są potrzebne, bo one kształtują moją wytrwałość, nieustępliwość miłości. Podnoszą cenę.
Niech nas nic nie zatrzyma w drodze do Jezusa, miejmy odwagę przebić się przez obojętność, zniechęcenia, upokorzenia. Warto stanąć przed Nim i "chwycić" Go moją wiarą miłującą... Resztę zostawiam Jego Miłości....
***
Niespodzianka z dzisiejszej Liturgii Godzin:
Przeciwności pojawią się na pewno; nie uczynią wam jednak nic złego, ale tylko wydadzą świadectwo waszej wytrwałości. (Jan Chryzostom) :)

sobota, 16 sierpnia 2014

16 VIII, bez słów

Lecz Jezus rzekł: „Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie”. 
Włożył na nie ręce... Mt 19,13-15

Jeśli trzeba nam stać się jak dzieci, to dziś chcę przyjść do Jezusa (i nie przeszkodzić sobie w tym prostym przyjściu) i bardzo pragnę, by włożył na mnie ręce...
Jezu tylko tyle... aż tyle... bez słów.

Fot. Z pielgrzymki, błogosławieństwo prymicyjne. Też proste :)

piątek, 15 sierpnia 2014

15 VIII, piękny owoc odkupienia

"Wielbi dusza moja Pana, 
i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. 
Bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy. 
Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. 
Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. 
Święte jest imię Jego. 
A Jego miłosierdzie na pokolenia i pokolenia 
Nad tymi, którzy się Go boją. 
Okazał moc swego ramienia, 
rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich. 
Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych..." Łk 1,39-56

Po prostu patrzę dziś na Maryję. Słucham Jej Magnificat i podziwiam jego wypełnienie...
A Ona go śpiewała zanim nastąpiło wniebowzięcie (kiedyś w 2011 r. pisałam: "żeby realizować własne powołanie, trzeba umieć dziękować za nie Bogu").

Chcę dziś trwać w tej kontemplacji Maryi, niech we mnie umacnia się zaufanie i uwielbienie za Nią i za Ciało Chrystusa - Kościół, któremu przygotowano to, co Maryi...

czwartek, 14 sierpnia 2014

14 VIII, łaska przebaczenia

«Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który był mu winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie»... Mt 18,21-19,1

Darować dług bliźniemu. Nie chodzi o pieniężny dług. Chodzi o przebaczenie z serca, jak przy końcu perykopy Jezus wyjaśnia.

"Przebaczenie to trudny proces. Przebaczając, musimy bowiem coś stracić: to, co krzywdziciel jest nam dłużny. Wyrządzając nam krzywdę, zaciągnął wobec nas dług. A jako dłużnik ma w stosunku do nas pewne zobowiązania, a my mamy nad nim pewną przewagę. Strata długu oznacza automatycznie stratę tej przewagi..." Więcej czytaj: Jak przebaczyć innym i zmienić siebie?

Moim zdaniem przebaczenie zawsze jest łaską...

„A jeśli chcesz wiedzieć, jak to się dzieje, pytaj łaski a nie wiedzy, pragnienia a nie rozumu, żarliwej modlitwy a nie ksiąg pisanych, oblubieńca pytaj a nie wykładowcy, Boga, a nie człowieka, tajemnicy, nie oczywistości, nie światła, ale ognia, który przenika do głębi”... (św. Bonawentura)

środa, 13 sierpnia 2014

13 VIII, upomnienie

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata..." Mt 18,15-20

Taka droga pozyskania brata - upomnienie w cztery oczy. Potem świadkowie itd.
Czemu jednak łatwiej o błędzie (o grzechu) brata opowiedzieć trzeciej osobie niż pójść z tym właśnie do niego?!
A św. Paweł wierzy, że potrafimy upominać: "Jestem co do was przekonany, że pełni jesteście szlachetnych uczuć, ubogaceni wszelką wiedzą, zdolni do udzielania sobie wzajemnie upomnień." Rz 15,14
Więc ku nawróceniu...

wtorek, 12 sierpnia 2014

12 VIII, takie to zawody :)

On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim..." Mt 18,1-5.10.12-14

Mały, duży, duży, mały...
Czasem wewnętrznie jak paw się napuszam, kiedy bywam dowartościowana. :) Jakby moja wielkość od tego miała jakiś przyrost. Nie!
Wielkość moja jest w moim Ojcu! Owszem, chcę dla Niego czynić wiele i wielkie rzeczy, ale tylko dlatego mogę je czynić, bo mnie nimi obdarza. Jeśli się uniżę jak dziecko, tzn. jeśli uznam swoją zależność od Niego i z całą prostotą Mu zaufam... mogę być największą :) w królestwie niebieskim.
A do współzawodnictwa zapraszam! W niebie podium chyba będzie szeeerokie ;)

Jedna ze współzawodniczek - św. Teresa od Dzieciątka Jezus:
O Jezu! czemuż nie mogę powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewypowiedziana jest łaskawość Twoja... czuję, że gdybyś - co niepodobna - znalazł duszę słabszą i mniejszą niż moja, z radością obsypałbyś ją jeszcze większymi łaskami, gdyby tylko z całkowitą ufnością powierzyła się Twemu nieskończonemu miłosierdziu.
A tak Jezus odpowiedział Gabrieli Bossis:
 „Patrz na Mnie jak się patrzy na cel. I zaczynaj na nowo każdego dnia, w cierpliwości, nigdy nie licząc na siebie, dziecino. Wiesz? Maleństwa, które chcą wejść pod górę, czepiają się szat mamy. Weź moje zasługi. Weź moje ramiona. Weź moje serce”.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

11 VIII, zasmucenie

Gdy Jezus przebywał w Galilei z uczniami, rzekł do nich: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie". I bardzo się zasmucili. Mt 17,22-27

I jak tu nie zasmucić się?
A przecież zmartwychwstania bez krzyża nie ma, tylko czemu na tym krzyżu tak się skupiamy?!
Może dlatego, że to nasza odpowiedzialność - wziąść swój krzyż. Zmartwychwstanie zaś jest odpowiedzią na zaufanie, a nam tego zaufania Bogu czasem bardzo brakuje...
Podobno w pierwszych wiekach chrześcijaństwa na krzyżu przedstawiano chwalebnego Jezusa, w szatach królewskich...
O. Dariusz OP przywołał dziś w homilii werset Psalmu responsoryjnego: "Niebo i ziemia pełne są Twej chwały". Tak, ziemia z cały trudem, z całym złem, z tym wszystkim, co przeciwnik Boga może na niej jeszcze zdziałać, jest też miejscem chwały Bożej!

niedziela, 10 sierpnia 2014

10 VIII, gdzie mój wzrok kieruję?

Łódź... oddalona od brzegu, mio­tana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży noc­nej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zoba­czywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Mt 14,22–33

Powtarza się w moim życiu wiele razy: wiem, że to Jezus, że On idzie ku mnie po falach tego wszystkiego z czym się zmagam, a jednak nie dowierzam, myślę, że to tylko duchowa iluzja, zjawa...
A On rzeczywiście JEST i idzie ku mnie, mówi do mnie codziennie! (w liturgii Słowa). Idzie do mnie po falach tego z czym się zmagam, czego się boję. On nad nimi panuje.
Panuje nad wszystkim, panuje też nad tym, co mnie może zatopić, zranić, zniszczyć. Panuje tak samo nad tym, czego obecnie doświadczam i mówi: "JESTEM, nie bój się!"
Decyzja należy do mnie (i do ciebie), czy będę patrzeć na fale i wiatr, czy na Jezusa...
Ja chcę patrzeć na Jezusa!
I chcę iść ku Niemu poprzez fale lęku i tych doświadczeń, które są moim udziałem; one są drogą ku Niemu.

Fot. Nie ta scena ewangeliczna, a jednak ten obraz wybieram! Bardzo lubię to ujęcie. Jestem przekonana, że to spotkanie oczu Jezusa i Szymona z Cyreny, przemieniło Szymona. Już inaczej też spojrzał na krzyż, który musiał dźwigać. Tak chcę patrzeć na Jezusa...

sobota, 9 sierpnia 2014

9 VIII, po prostu czekam

...Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: "Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!" Mt 25,1-13

Kto wyznacza czas Oblubieńcowi (chodzi tu o Pana, o Kyriosa)?!
Wczoraj w księgarni zatrzymałam się przy kartce: "czas zbyt wolno płynie dla tych, którzy czekają; zbyt szybko dla tych, którzy kochają..." Najpierw ta kartka mnie urzekła, ale dziś czuję się po obu stronach: i czekania, i kochania...
W nocy (nie koniecznie tylko w tej fizycznej) nie łatwo jest czekać, traci się nadzieję, traci się sens, ogarnia sen, czyli coś nad czym już nie panuję...
Jezus dziś tą Ewangelią mówi do mnie: "Przyjdę! Czekaj!"
Odpowiadam z tęsknotą i miłością: "Przyjdź, Panie Jezu".

I za o. Pio proszę, byś nie tylko przyszedł, ale i pozostał:
Panie, zostań ze mną, bo bardzo potrzebuję Twojej pomocy, bym o Tobie nie zapomniał. Sam wiesz, jak łatwo Cię porzucam. Panie, zostań ze mną, bo jestem słaby i potrzebuję Twojej siły, abym tak często nie upadał. 
Panie, zostań ze mną, bo Ty jesteś moim życiem, a bez Ciebie słabnie moja gorliwość. 
Panie, zostań ze mną, bo Ty jesteś moją światłością, a bez Ciebie tkwię w ciemnościach. 
Panie, zostań ze mną, aby mi ujawniać swoją wolę. 
Panie, zostań ze mną, bym słyszał Twój głos i podążał za Tobą. 
Panie, zostań ze mną, bo bardzo pragnę Cię kochać i zawsze trwać przy Tobie. 
Panie, zostań ze mną, jeśli pragniesz, bym Ci był wierny...
***
Trochę lektury
Z wykładu św. Teresy Benedykty od Krzyża - patronki dnia dzisiejszego - O Tajemnicy Narodzenia Pańskiego:

W początkach życia duchowego, kiedy zaczynamy się dopiero poddawać Bożemu kierownictwu, czując pewną i mocną rękę Boga, który nas prowadzi, to, co powinniśmy czynić, stoi przed nami jasne jak słońce. 
Ale nie zawsze tak bywa. Kto należy do Chrystusa, musi przeżyć całe Jego życie. 
Musi dojrzewać do wieku Chrystusowego, musi z Nim wejść na drogę krzyżową, przejść przez Ogrójec i wstąpić na Golgotę. Lecz wszystkie cierpienia zewnętrzne są niczym w porównaniu z ciemną nocą duchową, gdy gaśnie Boskie światło i milknie głos Pana. Bóg jest w tym doświadczeniu blisko, lecz ukrywa się i milczy. 
Dlaczego? 
Są to Boże tajemnice, których choć do końca nigdy nie przenikniemy, przecież możemy je nieco zrozumieć. Bóg stał się człowiekiem, aby nas uczynić uczestnikami swego życia. 
Ciemna noc życia rozpoczyna to uczestnictwo już na ziemi i chce doprowadzić do jego pełni, jako ostatecznego celu, ale w środku drogi zawiera się coś jeszcze. Chrystus jest Bogiem i człowiekiem; ten więc, kto chce żyć z Nim, musi uczestniczyć zarówno w Jego Boskim, jak i ludzkim życiu. Natura ludzka, którą Chrystus przyjął, dała Mu możność cierpienia i śmierci. Natura Boska, którą posiadał odwiecznie, nadała temu cierpieniu i śmierci wartość nieskończoną i moc odkupieńczą. 
Męka i śmierć Chrystusa powtarzają się w Jego Ciele Mistycznym i jego członkach. Każdy człowiek musi cierpieć i umierać, lecz jeśli jest żywym członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa, jego cierpienie i śmierć nabierają odkupieńczej mocy dzięki Boskości Tego, który jest jego Głową.

piątek, 8 sierpnia 2014

8 VIII, jaka miłość?

"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je..." Mt 16,24-28

Świat dziś proponuje wręcz przeciwnie: wyraź siebie! należy ci się! zabezpiecz się! itd. itp. Jakieś echo z raju: "będziecie jak bogowie..."
Moje ucho też wychwytuje tę "katechezę" świata. I walka w sercu się toczy - na poziomie świadomym i nieświadomym.
Stracić życie można tylko z miłości... I ludzie tracą. Dlatego ważne jest kogo się kocha. Czasem miłością nazywamy coś, co de facto nią nie jest, bo być nie może...
"A kto straci swe życie z Mego powodu...", z powodu Tego, który jest Miłością...
Czy to łatwe? Skądże, jad przeciwnika Miłości wsącza się w nasze serca różnymi kanałami.
Krzyż jest tamą temu jadowi; krzyż przeze mnie przyjęty. On uwiarygadnia mą miłość a rewersem krzyża jest zmartwychwstanie. Ale właśnie najpierw ten awers przyjąć trzeba, choć... i awersja na niego też przyłazi... Dlatego zaprzeć się trzeba.

czwartek, 7 sierpnia 2014

7 VIII, wyrecytowałabym?

Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» 
Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Mt 16,13-23

Piękna odpowiedź, taka wręcz podręcznikowa. Nie żartuję sobie z Piotra - on pierwszy odpowiedział i nie miał z czego ściągnąć. Raczej myślę o sobie, że dziś również tą odpowiedź tak wyrecytowałabym. Ale...
Ale chodzi o to, bym odpowiedź zastosowała w życiu, ufając Mesjaszowi we wszystkich Jego poczynaniach w moim życiu. Zwłaszcza tych paschalnych, kiedy jeszcze nie widać poranka zmartwychwstania...
Zaufaj, Panu, już dziś!

środa, 6 sierpnia 2014

6 VIII, na górze wysokiej

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. Mt 17,1-9

Gdy sobie wspinali się z Jezusem na górę wysoką, nie przypuszczali, co ich tam spotka. Wysiłek był niemały, znając Jezusa śpieszno Mu było... a góra Tabor nie jest pagórkiem.
Mój wysiłek wspinaczki pod górę z Jezusem bywa przeze mnie czasem nie rozumiany.
Na dziś moją górą, wysoooką ostatnio :) jest moja wspólnota ...
Ale właśnie na górze wysokiej Pan objawia swe Oblicze.
Tak, chcę! Wspinać się na górę i widzieć Cię, mój Baranku!

***
Trochę lektury. Z Vita consecrata:

Epizod Przemienienia wyznacza moment przełomowy w misji Jezusa. Jest to objawienie, które utwierdza wiarę w sercach uczniów, przygotowuje ich na dramat Krzyża i zapowiada chwałę zmartwychwstania. Ta tajemnica jest wciąż na nowo przeżywana w Kościele — Ludzie Bożym zmierzającym na eschatologiczne spotkanie ze swoim Panem. Tak jak trzej wybrani Apostołowie, Kościół kontempluje przemienione oblicze Chrystusa, aby utwierdzić się w wierze, a później nie załamać się wobec Jego oblicza zniekształconego na Krzyżu. W jednym i drugim przypadku Kościół jest Oblubienicą stojącą przed Oblubieńcem, uczestniczącą w Jego tajemnicy, spowitą Jego światłością. 
To światło dociera do wszystkich dzieci Kościoła, które są jednakowo powołane, by iść za Chrystusem i Jemu powierzyć ostateczny sens swego życia, tak aby móc powiedzieć za Apostołem: “Dla mnie bowiem żyć — to Chrystus” (Flp 1, 21). Jednakże szczególne doświadczenie światła promieniującego ze Słowa Wcielonego jest niewątpliwie udziałem powołanych do życia konsekrowanego. Profesja rad ewangelicznych czyni ich bowiem znakiem i proroctwem dla wspólnoty braci i dla świata; z pewnością więc pełne zachwytu słowa Piotra: “Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17, 4), znajdują w nich szczególne echo. Te słowa ukazują chrystocentryczne napięcie całego chrześcijańskiego życia. Jednak w sposób niezwykle wymowny wyrażają całkowite i bezwarunkowe oddanie, które stanowi wewnętrzną dynamikę powołania do życia konsekrowanego: jak dobrze jest przebywać z Tobą, oddawać się Tobie, skupić całe swoje życie wyłącznie wokół Ciebie! Istotnie, kto otrzymał łaskę tej szczególnej komunii miłości z Chrystusem, czuje się jakby pochłonięty jej żarem: On jest “najpiękniejszy z synów ludzkich” (Ps 45 [44], 3) — jest Niezrównany. (VC 15)
Cała adhortacja Vita Consecrata (zachęcam do lektury, a na dziś przynajmniej punkta 14-16)

wtorek, 5 sierpnia 2014

5 VIII, w wirach codzienności

Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Mt 14,22-36

Tylko doświadczając tonięcia, doświadczę wyciągnięcia (zrymowało się :)
Ileż razy zaczynam tonąć w wirach codzienności... z lęku...
Panie, ratuj mnie!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

4 VIII, sporo stadiów od brzegu

...Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Wtedy Jezus odezwał się do nich: "Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się"... Mt 14,22-36

Jest taki czas przed "czwartą strażą nocną", kiedy wydaje mi się, że jestem sama, że Jezus gdzieś został, że zapomniał o mnie i o moich..., że sama walczę z falami przeciwnymi i że wyłącznie ode mnie zależy dotarcie do celu.
Cieszę się dzisiejszym Słowem.
Uczy mnie wytrzymania napięcia, uczy zgody na trud, zgody a wiatr przeciwny, uczy samotności i przyjęcia porażki (zwłaszcza w dalszej części - tonięcie Piotra). I nade wszystko uczy zejścia ze stołka samowystarczalności.

niedziela, 3 sierpnia 2014

27 VII - 3 VIII, Przystanek Jezus na Woodstocku

Kilka refleksji z Przystanku Jezus 2014.
Byłam pierwszy raz, jechałam nie tylko z niepewnością, też z lękiem. Nie mogłam być od początku, tym bardziej myśląc o wyjeździe do Kostrzyna czułam się nieswojo.
Udało się dotrzeć tam we wtorek, byłam chwilę przed Eucharystią. Na przywitanie - pierwszy spotkany człowiek - to był bp Grzegorz Ryś, który wskazał palcem na mnie zbliżającą się i powiedział: "znam tę siostrę". Uściski i pokój w sercu. O. Alexiewicz OP był kolejnym człowiekiem, który złapał mnie i ucałował w czółko. Tak przywitana już prawie śmiało :) ruszyłam do biura, by się zarejestrować.

Identyfikator, koszulka, przydzielona grupa - już wiedziałam, że jestem cząstką tego wydarzenia: Przystanku Jezus.
Wtorkowa Eucharystia bpa Dajczaka kończyła rekolekcje i błogosławieństwem indywidualnym rozsyłała na ewangelizację.
I ruszyliśmy na pola - dolinę i pagórki woodstockowe. Ruszyliśmy korowodem ze śpiewem, radością, niosąc dobrą nowinę tam, gdzie pomimo gromkości muzyki, wielkości puszek piwa i bliskości człowieka na wyciągnięcie ręki, jest też egzystencjalna pustka, skrywany pod płaszczykiem krytyki Kościoła i niewiary ból i cierpienie, gdzie jest ludzkie życie, które wraz ze śmiercią się nie kończy...

Jesteśmy przecież z jednego ciasta!
W to "ciasto" chce wpaść zaczyn Słowa Bożego, który ma moc zakwasić tak, by w następstwie był chleb dobry.
Więc potem dzień po dniu, po porannej Eucharystii z Jezusem w sercu, wychodziliśmy już w małych grupkach, po dwóch, po trzech, by być wśród rówieśników, by siać ziarno Dobra, ziarno wiary.

Chodziłam po Woodstocku z księdzem Grzegorzem, na co dzień pracującym we Francji. Przyjechał tu już po raz 13-ty, więc z "weteranem" wyruszyłam na swój pierwszy siew...
Byliśmy hojni, jak ten siewca z przypowieści co siał wszędzie. :) Sialiśmy obecnością. Przypomniało mi się, jak św. Franciszek wysyłał braci. Mówił: głoście Ewangelię wszędzie, jeśli trzeba to i słowami.

Kaśka i Paweł zatrzymali nas pytając, czy Bóg się gniewa, że nie chodzą do kościoła i jak mają dziecko nauczyć chodzić do kościoła, bo oni już nie chodzą... Potem jeszcze kilka głębszych pytań padło. Z czym zostali? Z przekonaniem, że relacja z Bogiem jest relacją osobistą i osobową, że Bóg nie gniewa się ale bardzo tęskni. Krótka wspólna modlitwa i błogosławieństwo na dobre postanowienia.
Na Mateusza jakbyśmy wpadli, wywiązała się rozmowa. Takie przedzieranie się przez "krzaki" doświadczeń życia, by dostrzec obecność Boga i Jego miłość... Wspólne wypowiedzenie Ojcze nasz. Modlitwa za zmarłego ojca i kolegę, który popełnił samobójstwo.
Trójka chłopaków została sprowokowana moim identyfikatorem. Na pasku napis: "dlaczego?" - "jestem chrześcijaninem, zapytaj mnie dlaczego?" Więc padło pytanie: "dlaczego?"
Dziewczyny spod Rzeszowa: Ada i koleżanki - po raz pierwszy na Woodstocku - szukają radości wśród rówieśników i chcą poznać ludzi. Rozmowy z księdzem, ze mną, łatwiej tu, prościej postawić pytania, które nurtują już dawno.
Nachyliłam się nad leżącym chłopakiem z długimi dredami pytając, czy dobrze się ma. Leżał na środku przejścia ale okazało się, że odpoczywa. Kiedy uzmysłowił, kto go zapytał, wykrzyknął: "Jezus, Maria". Było to wołanie szczere... myślę, że można to nazwać w tym konkretnym przypadku swoistą modlitwą...
Ktoś z radością chciał się rzucić w moje objęcia, bo biel habitu niesie radość. Gdy jednak powiedziałam, że tak chodzę na co dzień, że jestem zakonnicą, była konsternacja. "Czemu w białym? przecież zakonnice w czarnym?" Wywiązała się rozmowa o białej szacie chrzcielnej. Młodzieniec był ochrzczony w dzieciństwie i na Woodstocku dowiedział się, co oznaczała wówczas ta biała szata chrzcielna.

Mój towarzysz w apostolstwie intrygował nie tylko czerwonymi trampkami ale i tatuażem. Sama byłam ciekawa historii tych tatuaży... Pierwszy tatuaż po francusku: "Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?" Kolejne były etapami rozwoju wiary. Ten ostatni na plecach, kiedy odsłonił dla pewnego woodstockowicza zrobił nie tylko na nim wrażenie ale i na mnie! "Mój Bóg i Pan" - piękna postać Jezusa. Kiedyś św. Teresa pisała krwią na ścianie swoje wyznanie wiary, kiedy nic nie czuła i wydawało się, że nie wierzy... Ks. Grzegorz pozwolił siebie wytatuować... to też boli. Przynależność do Jezusa jest skarbem. Żeby go nie stracić...

Jedni drugich ciężary noście
Były też spotkania trudne. Czułam, że grunt skalisty, że zamknięcie na Boga jest już postanowione. A jednak chwila rozmowy na ludzkie tematy, o rodzinie, o dzieciach, o pracy... Podzielenie się sobą, uśmiech i życzliwość, tyle mogłam dać i dawałam.
Trudne spotkanie z Pawłem, który przykleił się do nas i tak bardzo chciał udowodnić swój ateizm. Już traciliśmy do niego cierpliwość... - też dobre doświadczenie własnej słabości. Zaczęłam modlić się po cichu koronką, ksiądz, jak później się okazało, też. Nie dane nam było zasmakować owocu spotkania... jednak wyrzucenie przez Pawła bólu ze śmierci żony po paru latach małżeństwa... myślę, że stało się owym ewangelicznym "jedni drugich ciężary noście"...

Kilka spotkań takich jak: spotkanie z krisznowcem, który był jeszcze przed 15-tu laty chrześcijaninem, spotkanie z wyznawcą religii latającego potwora spaghettii, spotkanie z kimś, kto nosi na sobie pentagram tłumacząc się, że to nic dla niego nie znaczy... mnie osobiście zasmuciło. Ludzka wolność wyborów. Można wybrać po swojemu, można od Boga Jedynego się odwrócić. Można... Można też zostać przy Nim i modlitwą przyprowadzać w sercu tych, co odeszli. Można jak Maryja iść do ludzi z Jezusem. Obraz Maryi stojącej w drzwiach, mającej tylko Jezusa i niosącej Jezusa do ludzi towarzyszył nam w tych dniach.

Z Kościołem z kościoła do ludzi
Musiałam wyjechać wcześniej. Żal było odjeżdżać. Cieszyłam się, że w dniu odjazdu przyjeżdżały jeszcze nowe osoby na Przystanek Jezus, jakby do wymiany, by nie zabrakło tych, co mają siać.
Dobry był czas i to podwójnie: czas spotkania z ludźmi Kościoła na Przystanku Jezus. Ta prostota życia: spania, mycia się, jedzenia, dzielenia się, adoracje nocne, modlitwa, śpiew, dyżury, rozmowy... - doświadczenie wspólnoty Kościoła takiej prostej: radosnej, czasem zmęczonej ale wciąż otwartej, wdzięcznej i dającej... Moc w słabości się doskonaliła (widziałam na własne oczy).  I jestem wdzięczna ks. Arturowi Godnarskiemu za taki sposób uczestnictwa w Przystanku Jezus.

No i były spotkania niespodzianki - wreszcie w realu spotkałam Agatę :), którą blogowo znam od lat i której poszukiwania wzbudziły już dawno moją sympatię. Spotkanie było "przypadkowe" ale jakże radosne!

Druga rzecz z którą wyjechałam, to doświadczenie Kościoła wychodzącego z kościoła do ludzi. Właśnie do tych ludzi, którzy zgromadzili się na Woodstocku. Przechodząc się dolinką woodstockową można było co jakiś czas spotkać tych, którzy swą obecnością wnosili dobrą nowinę, którzy swą obecnością głosili Jezusa i miłość Jego.
Był pomysł i został zrealizowany: mycie nóg. W tym upale i piachu wokół to był luksus. Człowiek w sutannie niósł ulgę. Przy tym okazja do rozmowy. Ileż jest sposobów niesienie dobra?! :) W tej naszej codzienności, wśród najbliższych.

Twarze jakie pamiętam z Woodstocku mają dwa odcienie: jeden to ludzie piękni, przyjechali posłuchać muzyki, pobyć z rówieśnikami, na ich twarzach widziałam życie. Ale też widziałam twarze martwe...zniszczone alkoholem, narkotykami. Wszyscy jesteśmy dziećmi Ojca, za każdego z nas umarł Jezus, każdego kocha.
Przystanek Jezus - tak powiem: Jezus przystanął, zatrzymał się przy swoich dzieciach, bo kocha ich - i miłością swą zapalił tych, których nazwał przyjaciółmi, by nieśli dobrą nowinę, by siali, by ziarno padło, by ciasto się zakwasiło.

Ale się rozpisałam... A jeszcze ile w głowie się przewija. Stop. Nie da się wszystkiego opisać. Nie muszę. Tych kilka refleksji i parę zdjęć niech będzie mi przypomnieniem a dla Was świadectwem o Kościele żywym, żyjącym i niosącym Jezusa jak Maryja do ludzi.

A jeśli kogoś zainteresowała ta inicjatywa, to zapraszam na stronę:
http://www.przystanekjezus.pl