...Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”
Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.
Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”
Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że..." (J 1,43-51)
Każdy z nas ma takie swoje drzewo figowe...
Dla mnie takim "drzewem figowym" jest miejsce, w którym jestem szczera wobec siebie i wobec Boga, miejsce w którym dotykam swoich najgłębszych pragnień i w którym również dostrzegam swoje granice, swoje ograniczenia, miejsce które mnie wypycha do działania, do miłowania i zarazem miejsce, w którym widzę jasno swoją słabość i niemoc... Taka doświadczalność paradoksu: wielkości i małości. Miejsce, które jest MODLITWĄ.
Mam momenty, że w codzienności odzywa się jakiś "głos", który przypomina mi wydarzenie takiej modlitwy, który nawiązuje do niej właśnie w szarej codzienności. I wówczas nie mogę inaczej, jak tylko za Natanaelem powtarzać: Jezu, kocham Cię; Jezu, pragnę Cię; Jezu, zmiłuj się nade mną...
Jest to doświadczenie spotkania Jezusa i świadomość, że w tym łez padole pojawia się drabina...drabina łaski, po której wchodząc dotykam Nieba...dzięki Wcieleniu Syna Bożego, który zstąpił do naszej codzienności i "rozbił w niej swój namiot" (por. J 1,14).
Fot. z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz