„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony"... (J 3,16-21)
Z dzisiejszej modlitwy trzy sprawy mi się rysują:
1) miłość, jaką kocha nas (mnie!) Bóg
Jest to miłość, która jest namacalna - jest nią Jezus Chrystus.
Mówią ludzie, że miłość kosztuje. Tak, miłość Boga nie jest tania - jej ceną jest Syn i wszystko czego On doświadczył tutaj na ziemi.
My czasem zbyt szybko mówimy, że kogoś kochamy. Więcej tej miłości jest w uczuciach naszych i pragnieniach niż w wydaniu siebie dla dobra drugiego...
2) posłał Syna, by zbawił
Bardzo ważne stwierdzenie! Spotykam się dość często z przekonaniem ludzi, że Bóg pokarze... Czasem my, ludzie, straszymy Bogiem innych ludzi. A On sam mówi, że nie przyszedł potępić, ale zbawić.
Taki rachunek sumienia warto czynić: jak wyglądają moje relacje (te z najbliższymi i tymi, których nie darzę sympatią), czy nie straszę ich Bogiem, albo co więcej, czy sama ich nie potępiam? Czy moja obecność tu czy ówdzie jest ku zbawieniu (ku ocaleniu) innych?
3) "światłość przyszła na świat"
Dziękuję Bogu za Jezusa - jest On światłem. W świetle widać i wiadomo, co robić. Po zmartwychwstaniu Jezusa nie ma więc aż takiej nocy, takiej czeluści i ciemności, żeby chrześcijanin nie wiedział, co ma czynić. Ma Światło i może iść za Światłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz