«Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł.
Rzekł więc do ogrodnika: «Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?»
Lecz on mu odpowiedział: «Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć»”. Łk 13,1-9
Ogrodnik jest nie tylko cierpliwy ale i wierzący :).
W tym ogrodniku dostrzegam Boga samego, któremu na każdym z nas zależy, który w owocowanie każdego wierzy i robi wszystko, by to owocowanie się stało w nas możliwe, łącznie z rzucaniem nawozu.
Tak dba o mnie (i o ciebie), czasem czujemy ten odór nawozu i wcale przyjemnie wówczas nie jest.
A tym "nawozem" rzuconym na mnie dla mego dobra może być najbliższy człowiek... Ale działa to i w drugą stronę: moja osoba może być przez Boga "wykorzystana" jako nawóz dla kogoś innego...
Podziwiam tego Boskiego Ogrodnika :) i nie chcę blokować Jego pracy.
Rodzi się wdzięczność. Dziękowałam dziś Bogu za trudne relacje.
Pierwsze czytanie z listu do Efezjan mówi o tym samym tylko innymi słowami (Ef 4,7-16).
Fot. z internetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz