Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.
Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”
Lecz O/n odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka. Łk 9,51-56
Jezus świadomie zmierza do Jerozolimy. Jezus świadomie przyjmuje odrzucenie.
Pytam siebie: jak jest z moją świadomością moich wyborów, zwłaszcza tych małych, codziennych? I drugie ważne pytanie: jak przyjmuję odrzucenie? Czyli, ile miłości we mnie jest, bo ona weryfikuje się najbardziej w odrzuceniu oraz w tak zwanej szarej codzienności.
Uczestniczyłam dziś w pogrzebie znajomego kapłana. Miał lat 45, kapłaństwa 18. Odwiedzałam go na parafiach wileńszczyzny, kiedy bywałam na urlopie. W lipcu otrzymał nową parafię, spotkaliśmy się w pierwszy dzień objęcia nowego miejsca - przechodziła tamtędy pielgrzymka. Dziś towarzyszyłam mu na ostatnie ziemskie miejsce - na cmentarz.
Ks. Witku, niech Pan przyjmie Cię w swoje progi. I niech Twój zaraźliwy śmiech rozlega się w niebie.
Niech Go Pan przyjmie w swoje progi.Amen
OdpowiedzUsuńAmen. Młody człowiek, a zdrowie zaniedbane. Księża koledzy wspominali, że kiedyś na parafii na wsi jednej, kiedy go odwiedzali zimą, to nawet przy łóżku miał wodę w kubku zamarzniętą... Czasem ludzie myślą, że księża to "burżuje" i pewnie czasem tak bywa :( ale bywa i inaczej...
OdpowiedzUsuń