Czuwanie i szczęście, szczęście i czuwanie dziś w Ewangelii naprzemiennie pobrzmiewa.
Właśnie to "i", to coś pomiędzy nimi mnie jakoś dziś dotyka. Bo jest pewne napięcie, jest w czuwaniu jakaś gotowość, która chce być spełniona.
W chrześcijaństwie żyjemy w takim paradoksie: już i jeszcze nie. Jesteśmy odkupieni, mamy niebo otwarte, mamy dostęp do Boga w sakramentach już tu na ziemi, ale wciąż jeszcze jesteśmy w drodze, wciąż jeszcze nie widzimy w pełni, jeszcze zbawienie nie objawiło się w naszym ciele. Stąd czuwanie, stąd gotowość spotkania, Tego, który przychodzi.
Ale nie można zapomnieć o szczęściu, które już w zadatku doświadczamy na każdej Eucharystii. ON jest, każe zasiąść do stołu i usługuje. Tylko oczy nasze wciąż jeszcze na uwięzi, aż do czasu, kiedy czuwanie stanie się wiecznym spotkaniem, wiecznym szczęściem.
Jak jest z moją służbą, z moją codziennością? Czy czekam na spotkanie, spełniając wszystko, co mi powierzono? Dziś przychodzi z łaską uczynkową, a niebawem przyjdzie z łaską niebieską (tak ją nazwijmy).
Jak jest z moją służbą, z moją codziennością? Czy czekam na spotkanie, spełniając wszystko, co mi powierzono? Dziś przychodzi z łaską uczynkową, a niebawem przyjdzie z łaską niebieską (tak ją nazwijmy).
Codzienność i zmaganie trudne... Ale spotkania już nie mogę się doczekać :))
OdpowiedzUsuń... i będzie to piękne spotkanie! :))
Usuń