Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem»... (Łk 12, 13-21)
Zawstydziła mnie dziś ta Ewangelia.
Zobaczyłam siebie w tym kimś z tłumu, który poucza Jezusa, co ma zrobić wobec mego brata, siostry... I choć u mnie raczej nie dotyczy to rzeczy materialnych, ale "duchowe naciski" na Boga w sprawie moich bliźnich, owszem, zdarzają się...
Jezus w odpowiedzi przestrzega przed chciwością. I mówi do tego, kto według jego słów, został poszkodowany (!). Nie jest to ludzka sprawiedliwość i nie o nią chodzi. W chrześcijaństwie chodzi o coś więcej: o serce wolne i miłujące.
Pierwsze czytanie przywołuje Abrahama i pokazuje mi miejsce ulokowania swej nadziei:
Abraham nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał. (Rz 4, 20-25)
Jak dziś mogę wzmocnić się w wierze? Rezygnując z czegoś, co mi się "należy" (wg mojej ludzkiej sprawiedliwości).
Fot. Słońce w garści, a ja wolę słońce w sercu :).
Dziękuję. Zwróciła mi Siostra uwagę na jeszcze jedną ważną sprawę w tej perykopie, oprócz tego, co mnie samą również zawstydziło...
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń