...pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu... Łk 10,38n
Uświadomiłam sobie, że przyjąć to jedna sprawa. A jak jest temu Gościowi u mnie, to druga sprawa. Obie ważne. Bez pierwszej nie byłoby drugiej, ale z tej drugiej może wyniknąć coś, co w życiu staje się najważniejszym, bo daje szczęście: najlepsza cząstka.
Czekaj, pogubiłam się.
OdpowiedzUsuńBez przyjęcia nie ma tego, czy jest Mu dobrze, czy nie, ok.
Z tego, czy jest Mu dobrze, czy nie, wynika najlepsza cząstka? Nie łapię.
Poza tym: skąd mam wiedzieć, jak Mu jest?
Poza tym jeszcze: w sumie to ja jestem u Niego przynajmniej w takim stopniu jak On u mnie.
W drugim przypadku zastosowałam skrót:). Najlepsza cząstka wynika z mojej relacji z Jezusem, jeśli nie kręce się wokół swoich potrzeb, ale przyjmuję Dającą się Miłość.
OdpowiedzUsuńZ tym byciem, to rozumiem tak: jako stworzenie jestem Jego i u Niego. Ale na ile ON we mnie jest i działa, zależy od mego fiat.