W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć.
[...] spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa. Mk 3,1-6
Patrzę na Jezusa, patrzę na faryzeuszów. Pytania "czemu Go wciąż rozliczają?", "czemu Mu nie wierzą?" kotłują się w mej głowie.
Ewangelista wydobywa powód: zatwardziałość serca.
To choroba, która zasmuca nawet Boga i rodzi w Nim słuszny gniew.
Wczoraj na spotkaniu katechumenalnym zatrzymywaliśmy się nad przypowieścią o siewcy i ziarnie, które pada na różny grunt. Dla ziarna kontekstem jest gleba, dla słowa - serce. Jeśli serce wchodzi w ślepe uliczki siebie samego, jeśli dyskutuje tylko wciąż, przychodzi Zły-oskarżyciel i przemieszcza się po sercu jak po gościńcu i wykrada Słowo Boże. Płytkie serce, skaliste czy cierniste, też nie zachowa w sobie z cierpliwością i z nadzieją Słowa. Tylko czujne i wolne serce, jak żyzna ziemia, jak ziemia nawożona gnojem...(świetnie o tym mówi o. Szustak w jednej z konferencji) jest dla Bożego życia przyjaznym środowiskiem. Rodzi owoce.
Doświadczam czasem zwrotnie w relacjach pewnych zatwardziałości. Smuci mnie taka postawa i też gniewa. Nie zamierzam się porównywać do Jezusa, On był cały czysty, a to Go spotykało; zaś moje serce też nie jest wolne od zatwardziałości na słabość bliźniego.
Jezus pomimo wszystko czyni dobro, pomimo rozliczania i opinii. Tego od Jezusa się uczę.
I druga rzecz: modlę się o łaskę, bym nigdy nie zasmuciła Jezusa zatwardziałością mego serca. Wielkie pragnienie? Tak! Ale mój Pan i Oblubieniec lubi czynić rzeczy wielkie i niemożliwe.
Fot. ze strony: //facebog.deon.pl/zatwardzialosc-serca/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz