"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je..." Mt 16,24-28
Świat dziś proponuje wręcz przeciwnie: wyraź siebie! należy ci się! zabezpiecz się! itd. itp. Jakieś echo z raju: "będziecie jak bogowie..."
Moje ucho też wychwytuje tę "katechezę" świata. I walka w sercu się toczy - na poziomie świadomym i nieświadomym.
Stracić życie można tylko z miłości... I ludzie tracą. Dlatego ważne jest kogo się kocha. Czasem miłością nazywamy coś, co de facto nią nie jest, bo być nie może...
"A kto straci swe życie z Mego powodu...", z powodu Tego, który jest Miłością...
Czy to łatwe? Skądże, jad przeciwnika Miłości wsącza się w nasze serca różnymi kanałami.
Krzyż jest tamą temu jadowi; krzyż przeze mnie przyjęty. On uwiarygadnia mą miłość a rewersem krzyża jest zmartwychwstanie. Ale właśnie najpierw ten awers przyjąć trzeba, choć... i awersja na niego też przyłazi... Dlatego zaprzeć się trzeba.
NIGDY nie lubiłam tego fragmentu ewangelii, zawsze ciary złości przełażą mi po plecach... nie wiem dlaczego.. Kaśka
OdpowiedzUsuń:) myślę, że jednak chyba wiesz dlaczego... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń