Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem...". (Łk 14, 25-33)
Nie lubię tłumów. Wiem, że są i że mają swoją psychologię.
Patrzę na Jezusa i słyszę, że mówi do konkretnego człowieka - mówi w liczbie pojedynczej. Mówi do mnie.
Patrzę na Tego, który (Jedyny) naprawdę miłuje. Nie nienawiści uczę się od Niego, ale miłości. Jego miłość umie potrzebować i umie brać, ale umie też tracić i oddawać.
Maryja nauczyła się tej miłości. Prawdziwej miłości. Ta prawdziwa miłość jest dla nas trudna, bo po grzechu pierworodnym bardziej o miłość zabiegamy niż ją przyjmujemy i rozdajemy...
Ładnie dziś napisałaś, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuń„Słowa są jak wosk: przybierają kształt tego, co się w nie wkłada." Alfred Capus
dziękuję :)
UsuńTrudno kochać...
OdpowiedzUsuńTrudno. Ale jest nadzieja: ...nie siłą, nie mocą naszą, lecz mocą Ducha Świętego.
Usuń