...Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”. Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu... (Łk 17,11-19)
Zrozumiałam dziś coś i to bardzo mnie poruszyło: w tym wydarzeniu, dziesięciu otrzymało dar uzdrowienia, ale tylko jeden odpowiedział na dar spotkania z Dawcą tegoż uzdrowienia.
Pamiętam, jak w młodości zakonnej nasz Ojciec, bp Świerzawski, kładł nam na serce, żebyśmy bardziej na Jezusa patrzyły i Jego samego szukały, niż Jego darów i Jego pociechy... Tak dzisiaj o tym sobie przypomniałam.
I jeszcze jedno skojarzenie, które miałam na modlitwie. Odbiło mi się, jak przez kalkę, to biblijne wydarzenie na wydarzeniu Eucharystii. Przecież na początku Mszy świętej wszyscy jesteśmy w oddali grzeszności i wołamy, jak ci trędowaci: "Jezusie, ulituj się nad nami - Kyrie elejson". Potem słuchamy Słowa Pańskiego i dochodzi (jest jakaś droga) do momentu Komunii: "Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata...". Jest pokazany nam Ten, kto nas zbawia i leczy. Więcej, On sam woła: "Bierzcie i jedźcie". A ilu z nas, podchodzi bliżej, pada do stóp ołtarza i dziękuję Mu, przyjmując Eucharystię (która znaczy z greckiego - dziękczynienie)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz