To ostatnie zdanie z II czytania zbiera dla mnie w syntezę dzisiejszą dobrą nowinę.
W tekście greckim oryginalnym brzmi to zdanie trochę inaczej, zwłaszcza końcówka: "nie jako słowo ludzkie, ale, jak jest naprawdę, jako Słowo Boga, które też w was wierzących skutecznie działa". Słowo przyjęte przez wierzącego działa w nim, działa w nim przez nie sam Bóg. Czyli najistotniejszą sprawą, o którą mogę i muszę się zatroszczyć, jest przyjęcie Słowa Bożego.
A przychodzi Słowo do mnie różnymi drogami, różne usta Je głoszą... Nawet gdy "radio" jest nie najlepsze, to jest potrzebne, jeśli oznajmi wiadomość na którą czekam. W Ewangelii Jezus czyni prostym nasze (moje) ludzkie krytyczne widzenie niekonsekwencji ewangelizatorów: "Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie". Zasada prosta i ułatwiająca życie.
Znowu dziś była obecna Maryja (ta, która przyjęła Słowo) w mej modlitwie. Patrząc na Jej życie, widzę spełnienie słów Ewangelii (Mt 23,1-12): "Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony".
Uświadomiłam dziś po raz kolejny, że wszystko mam, że Pan daje wszystko, bo daje Siebie w Eucharystii (i w innych sakramentach), mogę więc za psalmistą powtórzyć i tak żyć:
Panie, moje serce się nie pyszni i nie patrzą wyniośle moje oczy. Nie dbam o rzeczy wielkie ani o to, co przerasta moje siły. Lecz uspokoiłem i uciszyłem moją duszę, Jak dziecko na łonie swej matki, jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza. Izraelu, złóż nadzieję w Panu, teraz i na wieki. (Ps 131)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz