poniedziałek, 6 lipca 2015

6 VII, rodząca się ufność

Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: "Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa". Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: "Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła". Mt 9,18-26

W różny sposób podchodzimy do Pana... W różny sposób Go dotykamy... Dzieje się to dzięki pewnej wrażliwości w nas, dzięki pewnej postawie, którą nazywamy ufnością.
Ufność czasem jest w nas, czasem rodzi się powoli. Na pewno rodzi się wraz z modlitwą. Ufność zbliża do Boga, pozwala podejść czasem z tyłu...niezauważalnie... Czasem rodzi się w bezsilności. Ufność jest jak dziecko, które przyjąć i trzeba zadbać o nie...
W tym wszystkim jeszcze warto pamiętać, że ON jest PIERWSZY, który nas dotyka swoją łaską. Ufność jest w relacji dialogu. Jest odpowiedzią lub próbą odpowiedzi, która budzi kolejne zdania w tym najważniejszym dialogu miłości...

***
Dziś świadectwo lekarza ze Słowacji, dzięki uprzejmości tłumacza P. Ś.:

Boże mój, Boże mój, nie opuszczaj mnie...

            Kilku lat temu, pamiętam że w piątek wieczorem, w wysokiej gorączce, w myślach często powtarzałem „Muszę podwyższyć dawkę antybiotyku ... i pić dużo herbaty".

            Nagle z góry przyglądam się sobie, leżę w karetce pogotowia ratunkowego. Lekarz mierzy mi ciśnienie krwi i podaje zastrzyk, jednocześnie mówiąc do siebie jaka jest dobra służba zdrowia i nie wie dlaczego jest tyle zażaleń.

            Otwieram oczy i tak mi sie zdaje, - znajoma lekarka. „Dzień dobry“, pozdrawiam, i tu zorientowałem się, że leżę na łóżku szpitalnym. Pani doktor wyjaśnia mi, że w nocy przywiozła mnie karetka pogotowia i że jestem poważnie chory. Informuje mnie o leczeniu i potrzebie zachowania spokoju, oraz konieczności leżenia w łóżku.

            Była sobota.

            Nie zrozumiałem wszystkiego... jestem w szpitalu...leżę w łóżku... zachorowałem.

            Lekarze po kilku dniach potwierdzili, że był to zawał mięśnia sercowego.

            Nie myślałem o swojej pracy, nie spieszyłem się, ani nie planowałem  przyszłości. Rozmyślałem,  składałem wspomnienia i modliłem się „Boże mój, Boże mój, nie opuszczaj mnie“. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że przeżyłem doświadczenie przebywania poza ciałem (Near Death Expireance), widziałem siebie w stanie  nieprzytomności, osamotnienia i bezradności, byłem na początku doznania bliskości śmierci.

            Na przeciwległym łóżku zmieniali się pacjenci. Bezdomny, alkoholik, rybak , kierowca tira. W ciągu tych dni  ktoś umarł, kogoś przenieśli do innej sali, ktoś został wypisany do domu.

            Przychodziły nasze żony, zapłakane, zbolałe, zatroskane. W nocy modliłem się „Boże mój, Boże mój, nie opuszczaj mnie“.

            Pan pozostawił mnie. „Boże mój, Boże mój, nie opuszczaj mnie“, powtarzałem.  Pan nie mógł mnie grzesznemu powiedzieć: „Jeszcze dzisiaj będziesz ze mną w raju“. Rozmyślałem o swoim życiu. Widziałem pierwsze grzechy dzieciństwa, młodości i dojrzałości. Grzechy związane z propagandą komunizmu, grzechy słabości, namiętności, grzechy pychy i braku miłości ... Nagle wszystko stało się bliskie ...Żałowałem, lecz nagle przypomniałem sobie o zmarnowanej okazji, zdradzonym celu. Chciałem nieść Krzyż jak Szymon Cyrenejczyk, i tak udowodnić  Panu swoją  miłość. Niestety nie mogłem, nie śmiałem zejść z łóżka.

            Był to cudowny czas, pełen snu, wspomnień, modlitwy i miłości. Widziałem swoją nagość i bezwładność. Czekałem na słowo Pana. Aż do teraz, kiedy piszę niniejsze słowa, zaczynam lepiej rozumieć o co chodziło i dlaczego nie bałem się śmierci.

            Pan mnie pozostawił, wyleczył mnie, pracuję. Wierzę, że Pan ma dla mnie nowe zadania. Dlatego wołam „Panie tu jestem, nie opuszczaj mnie. Przebacz mi grzesznemu, napełnij moje serce Pokojem. Amen.“
                                                                       Bohumil Chmelík

Notatka o autorze:
Bohumil Chmelík (1938), lekarz, profesor Fakultetu zdrowia i socjalnej pracy, Trnavská univerzita v Trnave, Słowacja.

Fot. z internetu.

3 komentarze: