Gdy Rodzice przynieśli Dzieciątko Jezus do świątyni, była tam prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą.
Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy. Łk 2, 36-40
Z tą prorokinią mam coś wspólnego. Po pierwsze - imię :). Anna = łaska. Wszystko z łaski. "Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce"...
Chciałabym też mieć postawę prorokini Anny: obecności, służby i uwielbienia.
Gdy patrzę wstecz, na lata i chociażby na rok miniony, widzę, że jest za co Boga chwalić. Boga uwielbiać i mówić o Nim całą sobą - to życie pełne. To życie widzące i świadczące.
Służyć Mu świadomie - nie tylko z "urzędu" jako konsekrowana - ale każdą mą decyzją. Tak chcę i o to się modlę, bo inaczej pożądliwość świata (zob. I czytanie: 1J 2,12-17) zaleje mnie swą siłą.
Nie zaleje tylko w jednym wypadku - gdy będę w arce spełniania woli Bożej.
Fot. Moja domowa prorokini...kochana ma...
Już wiem po kim masz uśmiech :)
OdpowiedzUsuńTak, po Mamie :)
UsuńUcałowANIA Kasiu i najlepsze życzenia. Modliłam się za WAS przy żłóbku i błogosławieństwa Bożego życzę Wam.
Niech Bóg Twojej Mamie błogosławi
OdpowiedzUsuńAmen. Bóg niech będzie uwielbiony!
UsuńA więc tylko dzięki łasce Ducha Świętego, miejmy nadzieję doczekać się, jak prorokini Anna, najważniejszego naszego spotkania z Jezusem i Bogiem Ojcem a pozostały nam czas wypełnić modlitwą i postem...
OdpowiedzUsuńTak. I mieć oczy otwarte...
Usuń