czwartek, 26 grudnia 2013

26 XII, Niebo otwarte

Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Mt 10, 17-22

Dziś św. Szczepan urealnia i sprowadza na ziemię całą sentymentalną otoczkę, w której może chciałabym się schronić: w cieple świecącej choinki, w śpiewie kolęd, w dobrych życzeniach. To wszystko dobre i potrzebne, bo serce trzeba też tak po ludzku rozgrzać czasem. Rozgrzać, by nienawiść nie zamroziła. Nienawiść rodzi nienawiść - tak namacalne mamy tego dowody... a właśnie, że można i inaczej, że MIŁOŚĆ jest wstanie wessać nienawiść i nie odpłacić tym samym.
Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: «Panie Jezu, przyjmij ducha mego!» A gdy osunął się na kolana, zawołał głośno: «Panie, nie poczytaj im tego grzechu». Dz 6,8nn
Widzieć Niebo otwarte, to mieć pewność, że Bóg dał nam moc, byśmy stali się Dziećmi Bożymi, że Jego Miłość jest w nas. Pozwólmy Jej żyć w nas.

 ***
"W męczeństwie z przemocą zwycięża miłość, ze śmiercią życie" - powiedział papież Franciszek. Przypomniał, że Kościół widzi w ofierze męczenników ich "narodziny dla Nieba".
“W męczeństwie Szczepana powtarza się ta sama konfrontacja między dobrem a złem, między nienawiścią i przebaczeniem, między łagodnością i przemocą, która miała swą kulminację na krzyżu Jezusa"

5 komentarzy:

  1. Dziś św. Szczepan urealnia i sprowadza na ziemię całą sentymentalną otoczkę - w takiej mikroskali też to miałem. Wczoraj na blogu s. Małgorzaty wydawało mi się, że pomogę pewnej czytelniczce, opisując bardzo osobiste przeżycia z ostatnich dni. Niestety wygląda na to, że napisałem za późno - zanim ja to zdążyłem napisać, ona zdążyła przeczytać bardzo grzeczne, ale stanowcze wyproszenie z bloga - rzecz w tym, że Siostra nie skojarzyła osoby kryjącej się pod użytym tego dnia nickiem. A więc abstrahując nawet od realnej szansy na pomoc i tak to moje pisanie na nic się nie zdało. Za to dziś za to, co napisałem zostałem zaatakowany przez jednego z czytelników w taki sposób, że s. Małgorzata usunęła ten wpis, będąc przy tym przekonaną, że to wpis tej dziewczyny, której starałem się pomóc. Gdy prawdziwy autor zwrócił Siostrze uwagę, że to był jego komentarz, Siostra ten jego komentarz przywróciła. W pierwszej chwili odpowiedziałem swemu adwersarzowi; jednak po jakimś czasie pousuwałem te wszystkie wpisy. Muszę zrewidować to swoje pisanie - to wydarzenie pokazało wyraźnie, że mnie się tylko wydaje, iż moje pisanie może się komuś przydać, a tak naprawdę nikomu nie jest potrzebne. Przekroczyłem tu pewien poziom intymności, którego nigdy nie powinienem przekraczać i żeby to przynajmniej jednej osobie coś dało!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Leszku, rzeczywiście czar prysł...
    Ale nie przejmuj się aż tak bardzo. Nie wiesz tak na prawdę, co komu Twoje pisanie dało, czy nie dało. Nie oceniaj tak swego pisania. Jeżeli coś napisałeś od serca i dlatego, że chciałeś komuś pomóc, to zostaw już to... PAN sam wykorzysta to w Jego własny sposób: czy odczyta to ktoś czy nie.
    To jedna sprawa.
    A druga, to już kiedyś z Tobą o tym pisałam: pisanie w internecie niesie ze sobą ryzyko niezrozumienia. Nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie i co przeżywa... Twoje słowa mogą być odebrane całkiem inaczej niż chciałeś się wyrazić. Trzeba z tym się liczyć.
    Ale jeśli Miłość przynagla do pisania, pisać trzeba. Tak uważam. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie. Pokoju i miłości życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety w tym wypadku to nie było niezrozumienie - człowiek, który to robi, po prostu alergicznie reaguje na wszystko, co napiszę. Stąd właśnie ten wpis: 'A jeszcze ściślej tyle miłości do nas wraca, ile za naszym pośrednictwem Bóg innych obdarzył swoją miłością.'
      Jeszcze należy dodać, że to wszystko się dzieje według pana Lesiowego rozdzielnika, jako że Bóg czyni jedynie to, co pan Lesiu uważa za właściwe, będąc znanym w całej blogosferze "siewcą miłości" bliźniego i czołowym doradcą Pana Boga w tym zakresie i nie tylko w tym. Niagara obłudnych frazesów o miłości bliźniego to wszystko, co można o tym powiedzieć . Pozdrawiam Marek Jan

      W tej wypowiedzi nie ma jakiegokolwiek odniesienia do tego, co napisałem - jest jedynie wyśmiewanie i przypinanie mi łatek. Dopiero dzisiaj zaglądając do RSS-ów zauważyłem, że s. Małgorzata co prawda napisała, że przywraca, ale przywróciła to, czego wcale nie usuwała; tego komentarza, który naprawdę usunęła, wcale nie przywróciła.
      Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie tak silne budzę reakcje u czytających i niestety tylko w tym kierunku - nie było ani jednej osoby poza samą s. Małgorzatą, której taki sposób dyskutowania by przeszkadzał i ani jednej, która by w moich słowach znalazła coś dla siebie.
      Pewnie nadal będę pisał, bo to jest jedyne, co mi zostało, ale poważnie wątpię, czy się Panu tym swoim pisaniem na coś przydaję:(

      Usuń
  3. No cóż...
    Nie mnie komentować, bo się nie znam...
    Ale o miłości mówić i pisać trzeba, podoba się to komu czy nie. A przede wszystkim kochać, kochać, kochać. Bez względu na wzajemność czy jej brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko skoro gdy ja piszę, wywołuję takie reakcje, to tej miłości nie przybywa - a wręcz przeciwnie.
      W praktyce pewnie nie powinienem się po prostu wychylać zza swoich blogów.

      Usuń