sobota, 22 października 2011
22 X troska Ogrodnika
I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł.
Rzekł więc do ogrodnika: «Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?»
Lecz on mu odpowiedział: «Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć»”. Łk 13,6nn
Nasz Pan troszczy się o każdego z nas, jak ten ogrodnik o ten figowiec. Czasem warto zauważyć, że to Jego sprawka, że wszystko wokół nas On sam "skopie" i "rzuci nawozem" - jak dosłownie mówi tekst grecki.
W pierwszym odruchu nie czytałam tej przypowieści odnosząc do siebie. Jednak przypowieść czyta moje życie, więc muszę na nią popatrzeć od strony wydarzeń: "skopania" wokół wszystkiego (tak mogę nazwać zmianę placówki), "rzucenia nawozu" - nie jest więc zapach najprzyjemniejszy ;-) a i rzeczywiście trudności są nieprzyjemne.
W tej perspektywie zaczynam myśleć (metanoia -> zmieniać myślenie), że u mnie Pan spodziewa się owocu nowego, dojrzałego.
***
Pierwsze wspomnienie liturgiczne bł. Jana Pawła II. Przywołuję w pamięci nasze spotkania:
Radom 1991 - procesja z darami i wielka palma wileńska w mych rękach - to było pierwsze spotkanie. Pamiętam długie spojrzenie w oczy, miałam wrażenie jakbym była jedyna dla Niego w danej chwili...
Rzym 1991 - pobyt w Domu Polskim, zajęcia na Uniwersytecie Letnim Kultury Polskiej i audiencja na Watykanie, zapraszałam Go wtedy do Wilna, dając album wileńskim.
Rzym 1993 - pielgrzymka z Wilna z dominikanami śladami bł. Pier Giorgia Frassatiego i audiencja na Watykanie, w krużgankach. To spotkanie dla mnie było najistotniejsze.
Ważne dlatego, że to był czas podjęcia decyzji na drogę życia konsekrowanego i potrzebowałam wsparcia duchowego i błogosławieństwa.
Więc kiedy Papież Jan Paweł II miał odchodzić już od naszej grupy uklękłam przed Nim wraz z dwoma jeszcze osobami i rzekłam: "Ojcze święty, pobłogosław na drogę powołania". Podszedł do mnie, wziął mnie za podbródek, spojrzał w oczy i zapytał: "Co dziecko, co mówisz?"
Może nie usłyszał i zapewne tak było, jednak dla mnie to pytanie i w związku z tym moja głośna raz jeszcze wobec wszystkich sformułowana tak prośba, były jak potrójne pytania Jezusowe do Piotra po zmartwychwstaniu i Piotrowe proste wyznanie miłości...
Otrzymałam więc krzyżyk na czole. Wzruszam się to pisząc...
Wiem, że mi to błogosławieństwo pomaga, pomagało w trudnościach, wiem, że mam wsparcie Kogoś, kto dziś jest w Domu Ojca.
Denver 1993 - spotkanie z młodymi. Bez pieniędzy, bez możliwości, a trafiłam do grupy pielgrzymiej polskiej. Jeden z cudów...
Wilno 1993 - pielgrzymka Jana Pawła na Litwę. To było ciekawe doświadczenie. Do tej pory, to ja jechałam do Niego do Rzymu, a teraz On przyjechał do mnie :-). Tak to wtedy czytałam. I też w kościele św. Ducha spotkanie krótkie a znowu z błogosławieństwem.
Wypisuję to wszystko i dziwię się... że aż tyle tych spotkań (a ile jeszcze w tłumie: na Błoniach krakowskich, sandomierskich, w Skoczowie, w Częstochowie itp). Bóg chyba wie, że tyle potrzebowałam. A ja też pamiętać powinnam, że komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie...
Fot. Znalazłam w internecie zdjęcie tej procesji z darami z 1991 roku w Radomiu. Moja palma ta po prawej.
Zdjęcia "podbródka" i błogosławieństwa mam takie "do ręki", więc niech zostaną w mej klauzurze :-).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz