To stwierdzenie Jezusa wewnętrznie mnie rozbraja. Z dwóch powodów:
- z powodu tego, że Jezus dobrze wie, że źli jesteśmy i nazywa to wprost;
- oraz z powodu pewności Jezusa, że Ojciec da nam to, co dobre.
W mojej drodze wielkopostnej pojawia się więc pytanie, o co się modlę. Jak również pytanie, co otrzymuję. Ojciec daje to, co dobre. Czy ja też dostrzegam dobro w tym, co otrzymuję?
A mnie rozbraja to, że tak jak dziecko, nieraz nie zdaję sobie sprawy, że to o co proszę nie jest dla mnie dobre... I upieram się przy kolejnym lizaku zamiast poczekać do obiadu :P
OdpowiedzUsuńOj, mi też jest to znane :)
UsuńTak, Jezus rozbraja moje przekonania, że mogę na cokolwiek zasłużyć, że sam z siebie mogę być dobry. Tak naprawdę bowiem, mogę tylko przyjąć i to znajdując się w dość niekomfortowej pozycji petenta, penitenta... by ostatecznie skończyć jako żebrak. :)p.
OdpowiedzUsuńŻebrak przyjmuje. Jest otwarty na dar. A taka postawa przed Bogiem kończy się ... niebem :).
UsuńW życiu doświadczyłam już nieraz, że Pan Bóg spełnia moje prośby tylko nie zawsze jest tak jak ja tego oczekuję. Po prostu - On wie lepiej! ;-)
OdpowiedzUsuńUczymy się to rozpoznawać przez całe życie :)
Usuń