...przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. (J 5,31-47)
Ewangelia dzisiejsza nie jest krótka, zawiera opis relacji Jezusa do Ojca, jak też konfrontuje nas z faktem świadectwa. Jednak najbardziej mnie uderzyło (tak, świadomie piszę to słowo: uderzyło) zdanie, które zacytowałam wyżej.
Słyszę w tym zdaniu wyrzut Jezusa, słyszę Jego troskę i Jego pragnienie obdarowywania nas życiem.
To, co mogę uczynić, to nie być obojętną wobec Jego miłości - mogę przyjść do Niego. Mogę przyjść w modlitwie, mogę przyjść w sakramencie pokuty, mogę przyjść na Eucharystię. I to czynię z wielkim pragnieniem odpowiedzi miłością na Miłość.
Fot. Ot taka szafa, a życie w niej się odradza :) Warunek jeden, by podejść ze skruchą.
Fot. Ależ cudo! W tej "szafie" coś się zostawia i zapewne stąd ta boleść...
OdpowiedzUsuńFot. Starsi mawiali, że do tej "szafy" idą "sprzedać woły" ewentualnie, że czas uderzyć się w pierś. Ja natomiast uświadomiłem sobie kiedyś, że wstyd jest głębszy niż poczucie winy, a prawdziwa skrucha to już "himalaje ducha". Dlatego mam problem, jak tu podejść, by sprzedać, zawrzeć transakcję, po prostu, aby było ważne...?!
OdpowiedzUsuńUważam, że poczucie winy wypływa z "ego"/umysłu/, natomiast wstyd jest bardziej organiczny/serdeczny/./p.
UsuńZastanawiałem się czym są te "himalaje ducha", ta poczęta w bólach skrucha? I odkrywam, że jest to upragniona bliskość umysłu i serca w Duchu Jezusa. /p
OdpowiedzUsuńSłyszałem ostatnio, że słowo Boże ma 7 znaczeń. Jeśli tak jest to może się okazać,że nasze przychodzenie do Jezusa dotyczy zaledwie jednego lub dwóch poziomów, natomiast reszta jest milczeniem.../m.
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się Nikodem, który przychodził do Jezusa nocą...
Usuń