Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy..." (Mt 17,1–9)
Na górze Przemienia byłam. Ale już po fakcie. Jezusa promieniejącego nie widziałam. Ufam tym, którzy opowiedzieli.
Sama też mam na swoim koncie parę wydarzeń, które mnie w wierze umocniły lub pocieszyły. Myślę, że każdy ma. Wydarzenia (może chwile czy momenty), które chcielibyśmy, by nie przemijały, w których czujemy się szczęśliwi.
Pytanie, co my z tym robimy? Czy zapamiętujemy takie wydarzenia, czy chronimy w naszej pamięci emocjonalnej (która przecież zmienną jest)? Czy wydobywamy zawartą w nich siłę?
Przywołam dziś na modlitwie takie wydarzenie, by je sobie bardziej odświeżyć i uświadomić, że były darem i by na nowo obudziły we mnie wdzięczność. To przywołanie z pamięci uaktualnia łaskę, której potrzebuję w tej chwili, w chwili kiedy jest trudniej a trzeba zaaplikować konkret miłości. Świadomość obdarowania czyni mnie bardziej pojemną na łaskę, nie spinam się wówczas i nie czynię dobra sama z siebie, ale przyjmuję dobre czyny, przygotowane dla mnie do spełnienia (por. Ef 2,10).
Dalej więc w drogę z mocą daną od Boga, według zasady św. Pawła z dzisiejszego II czytania (2 Tm 1,8b–10): weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga...
Fot. Świątynia na górze Tabor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz