Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu”.
I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. (J 10,31-42)
Największym dziełem Ojca jest zmartwychwstanie.
Żeby ono się dokonało, Jezus musiał umrzeć.
Żeby we mnie zmartwychwstanie się stało, musi najpierw obumrzeć moje. A to cholernie boli, bo jeszcze nie mam takiego zaufania, jak Jezus. A zresztą Go też bolało. Podpatrzyłam Go dziś na drodze krzyżowej: upadał, bolało, inni pomagali...
Dzisiejszy psalm responsoryjny, to psalm zaufania i miłości. Nim dziś się modlę. Pierwsza zwrotka - brzmi jak wyznanie miłości... Może za rzadko słyszy ON je ode mnie?
Miłuję Cię, Panie, mocy moja, *
Panie, opoko moja i twierdzo, mój wybawicielu.
Boże, skało moja, na którą się chronię, *
tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono.
Wzywam Pana, godnego chwały, *
i wyzwolony będę od moich nieprzyjaciół.
Ogarnęły mnie fale śmierci +
i zatrwożyły odmęty niosące zagładę, *
opętały mnie pęta otchłani, schwyciły mnie sidła śmierci.
Wzywałem Pana w moim utrapieniu, *
wołałem do mojego Boga
i głos mój usłyszał ze świątyni swojej, *
dotarł mój krzyk do Jego uszu. (Ps 18)
***
Trochę dobrej lektury. Z orędzia papieża Franciszka na wielki post 2015:
"...cierpienie drugiego stanowi wezwanie do nawrócenia, bowiem potrzeba, w jakiej znajduje się brat, przypomina mi o słabości mojego życia, o mojej zależności od Boga i od braci. Jeżeli pokornie będziemy prosić o łaskę Bożą i pogodzimy się z tym, że nasze możliwości są ograniczone, wówczas zaufamy w nieskończone możliwości, jakie kryją się w miłości Bożej. I będziemy mogli oprzeć się diabelskiej pokusie, która skłania nas do wierzenia, że sami możemy się zbawić i zbawić świat.
Chciałbym was wszystkich prosić, abyśmy dla przezwyciężenia obojętności i naszych pretensji do wszechmocy przeżywali ten czas Wielkiego Postu jako drogę formacji serca, jak wyraził się Benedykt XVI (por. enc. Deus caritas est, 31). Mieć serce miłosierne to nie znaczy mieć serce słabe. Kto chce być miłosierny, musi mieć serce mocne, stałe, niedostępne dla kusiciela, a otwarte na Boga. Serce, które pozwala przeniknąć się Duchowi i daje się prowadzić na drogi miłości, które wiodą do braci i sióstr. W gruncie rzeczy serce ubogie, czyli takie, które zna swoje ubóstwo i poświęca się dla drugiego".
..."W gruncie rzeczy serce ubogie, czyli takie, które zna swoje ubóstwo i poświęca się dla drugiego". Dzięki...
OdpowiedzUsuń