Jezus w czasie wieczerzy z uczniami swoimi doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi”. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. [...]
Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak i wam teraz mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie”. (J 13,21-33.36-38)
Samotność Jezusa i Jego zgoda na nią - ta rzeczywistość kotłuje mi się dziś w myślach i w modlitwie.
Zdrada i Jego zgoda na zdradę - tak zareagować mógł tylko Ktoś nie z tej ziemi...
Zgoda na samotność w momencie męki, uniesienie tej samotności i w tym wszystkim nie przestanie kochania - tak mógł tylko Jezus.
"Nikt, nigdy...To ciężar nie do uniesienia" - przypominają mi się słowa Nieprzyjaciela z Ogrójca z filmu Pasja.
Tak jest, do tej pory nikt, nigdy, ale teraz z Nim, każdy, kto Go przyjmie.
Bo choć z jednej strony czuję się Judaszem i zdrada jest możliwością wpisana we mnie, to jednak wiem, że żyję z miłosierdzia. I nie moja zdrada i moje zwątpienie w słabości, czy pochopne wielkie deklaracje, których nie dopełniam, nie to ostatecznie oddzielić mnie może od Jezusa, tylko ślepota na potrzebę miłosierdzia i w konsekwencji nieprzyjęcie łaski miłosierdzia.
Staję w prawdzie własnej słabości w ten wielki wtorek i wołam: Ciebie jak cichego baranka zaprowadzono na ukrzyżowanie, ale Ty tam poszedłeś dla mnie! Bym ja potrafiła kochać!
Dziękuję Ci, Jezu, za samotność Twoją i za miłowanie do końca.
Dziękuję Panie Jezu
OdpowiedzUsuń