Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: «O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi.
[...] żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia». Łk 19,41-44
Płacz. Dla kobiety to znana sprawa ;)
Mi też ostatnio jakoś się przytrafia. A na modlitwie dziś odkryłam, że płaczemy razem: Jezus i ja. Ale jakże różne to są powody płaczu.
Nie będę tu uprawiać ekshibicjonizmu duchowego, więc powodów moich nie podam. Powiem tylko tyle, że błahe są w istocie "nowego człowieka", choć dla "starego Adama" we mnie oznaczają śmierć.
Jezus jest blisko Jerozolimy. Wybieram się z Nim. Zaprosił mnie do towarzyszenia.
Chcę, choć wiem, że wytrwanie z Nim (i w Nim) jest łaską. O nią się modlę szczerze.
I ty za mnie się pomódl, proszę, bym rozpoznawała czas nawiedzenia.
pomodlę się za Ciebie :*)
OdpowiedzUsuńNiekiedy wzruszamy się losem innych, jak kobiety jerozolimskie, niekiedy same płaczemy nad swoją bezsilnością, są też łzy radości, łzy oczyszczające. Wszystkie są słone, zawierają sól, więc jest to pocieszające, bo mamy być solą ziemi :), więc nie wstydzimy się ich, bo one użyźniają glebę naszego serca, one mogą wzruszyć zatwardziałe serca innych.
OdpowiedzUsuń