piątek, 19 stycznia 2024

19 I, aby Mu towarzyszyli

Jezus wszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy... (Mk 3, 13-19)

Być z Jezusem, towarzyszyć Mu, to pierwszy powód, dla którego Jezus wybiera "tych, których sam chciał". Dalej, chce ich wysyłać, tzn., by byli Mu dyspozycyjni. I chce dać im władzę wypędzać złe duchy - najpierw w sobie, z siebie... Mamy tę władzę, by powiedzieć "stop" myślom pochodzącym od Złego, pokusom.

9 komentarzy:

  1. Tak, dał mi władzę, by powiedzieć „stop” myślom pochodzącym od Złego. Ale pod warunkiem, że mnie wcześniej dla siebie wybrał…
    Ale być może On wcale mnie nie wybrał, a te myśli wcale nie pochodzą od Złego? (choć ja wolałbym myśleć, to jego?)

    Leszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W chrzcie każdego z nas wybrał. To jest pierwsze (no może drugie - po darze życia) powołanie. Dalej.... trzeba rozeznawać. Mam nadzieję, że masz kogoś, kto jest dla Ciebie takim duchowym towarzyszem, kto chodzi Bożymi drogami i umie zobiektywizować?

      Usuń
    2. Niestety nie mam i nigdy nie miałem :( Jedyne, co obiektywne w mojej historii, to to, że byłem rozpoznawalny na ulicy - we wszystko mogę zwątpić: choćby w to, czy rzeczywiście był choćby krótki moment, że to, co przeżywałem, było miłością wzajemną, ale to, że byłem rozpoznawalny na ulicy, to jest fakt obiektywny. Jednak na tym obiektywizowanie mojej historii się kończy.
      Z tych pierwszych listów pisanych do Ani zrobiłem króciutką broszurkę zatytułowaną Listy o miłości, wydrukowałem ją w trzech egzemplarzach - jedną dla Ani, jedną dla siebie, a z trzecią poszedłem do ówczesnego Rektora św. Anny w Warszawie, ks. prał. Zygmunta Malackiego i jemu wręczyłem. Pragnąłem obiektywizacji i stąd ten pomysł. Ks. Rektor powiedział, bym przyszedł za tydzień. Sam poprosiłem Anię, by również do niego poszła - a więc by jej odbiór tego, co piszę, również podlegał obiektywizacji.
      Gdy po tygodniu przyszedłem do ks. Rektora, usłyszałem Niech pan wyjdzie! - Ja nie chcę z panem rozmawiać! No i wyszedłem.
      Zrozumiałem z tego przynajmniej tyle, że Ania przyszła do ks. Rektora - a więc że on będzie nad nią czuwał. I nadal co miesiąc wysyłałem pocztą kolejne listy. Przy czym po pewnych reakcjach ludzi w kościele, domyślałem się, że te listy były znane wśród studentów.

      Usuń
    3. Z biegiem czasu stosunek ks. Rektora do mnie się zmieniał - dochodziło nawet do tego, że to ks. Zygmunt pierwszy mi się kłaniał (choć oczywiście starałem się, by do tego nie dochodziło). Ale jednak nigdy do żadnej poważnej rozmowy między nami nie doszło. Mało - może na jakiś rok, czy dwa przed jego śmiercią, gdy podczas mszy z jakiś uroczystości Popieuszkowych (ks. Zygmunt przejął parafię św. Stanisława na Żoliborzu) zobaczyłem łzy w jego oczach i napisałem maila do niego (o jego chorobie), ale w odpowiedzi wyglądało, że mnie nie kojarzy (choć było mu bardzo miło z powodu tego maila). Później uczestniczyłem już tylko w uroczystościach pogrzebowych ks. Malackiego.
      Podobnie było z ks. Piotrem Pawlukiewiczem, który w tych czasach moich listów wysyłanych pocztą, był szefem DA w Kurii i cały czas spędzał w św. Annie. Kiedyś w Katechizmie poręcznym wspominał o sytuacji podobnej do mojej - zapytałem mailowo, czy to może ta historia? Również okazało się, że w ogóle mnie nie kojarzy. (Nb. podczas jego uroczystości pogrzebowych siedziałem 100 metrów dalej w swoim mieszkaniu, ale ze względu na covid w mszy uczestniczyć bezpośrednio nie mogłem - uczestniczyłem w internecie).

      Usuń
    4. Osobą najbardziej odpowiednią do roli kierownika duchowego byłby ks. Zygmunt Malacki, ale jednak tej roli nie pełnił. Czułem jednak, że prowadzi mnie Duch Święty - w końcu przeszedłem nawet przez to wypędzenie ks. Rektora (choć obiektywnie patrząc powinienem się wówczas załamać). No a to, że stałem się rozpoznawalny, potwierdziło że to On prowadzi. A z drugiej strony brak kierownika duchowego gwarantował, że nie było w tym żadnego fałszu, a przez to ks. Zygmunt mógł lepiej poprowadzić Anię. Przecież jeśli by to szatan mną kierował, to nade wszystko trzeba było chronić Anię. Mój kierownik duchowy mógłby utrudniać takie rozpoznanie.

      Usuń
    5. Ale kiedyś idąc przez plac Zamkowy usłyszałem za sobą rozmowę dwóch animatorek Światło Życie ze św. Anny A powiedziałyście mu, że… - czego, już nie usłyszałem (a być może druga z tych dziewczyn uciszyła pierwszą, bym właśnie nie usłyszał). Dziś myślę, że być może Ania w tym czasie postanowiła wyjść za mąż? Być może pytanie dotyczyło tego, czy mi to powiedziały, czy nie? Przy czym jeśli tak było, to przecież to Ania powinna była mi to powiedzieć - nikt inny. Jeśli Ania tego nie chciała, nikt nie powinien mi o tym donosić.
      Ale to wielka szkoda, że Ania nic mi nie powiedziała. Powodów mogło być wiele - choćby taki, że nie chciała budzić mnie ze snu… Jednak ta wiedza czy to wtedy, czy dopiero w obliczu likwidowania naszej klasy - jedynego komunikatora, jaki między nami był, była mi potrzebna. Gdyby nasza klasa nadal istniała, wierzyłbym nadal, że kiedyś usłyszę od Ani, że te moje listy pomogły jej przeżyć mądrze całe życie; ale w tej sytuacji mogę się jedynie zastanawiać, czym ją skrzywdziłem (i czy skrzywdziłem, choć ona tak to widzi), że nie chce mnie teraz znać.

      Leszek

      Usuń
    6. No cóż, żal mi, że nie spotkałeś (albo przeoczyłeś) kierownika duchowego na swej drodze.
      Wiesz, nie musiałby to być ktoś znany, celebryta duchowy, ale zwyczajny ksiądz, wierzący i modlący się (te cechy nie idą w parze z tym, że ktoś ubiera sutannę).
      Ja poleciłabym szukanie u jezuitów, bo oni mają narzędzia rozeznawania. A wydaje mi się, że tego w Twoim życiu zabrakło..., mimo dobrej woli i wytrwałej miłości.

      Usuń
    7. Nota bene mój ówczesny animator został później właśnie jezuitą. Początkowo był u św. Boboli, ale później wywędrował daleko poza Warszawę. A co do celebrytów, to ks. Piotr dopiero wtedy zaczynał - celebrytą jeszcze nie był :) Przy czym całkiem poważnie sądzę, iż to było całkiem dobre, że nie miałem kierownika duchowego - cały czas byłem naturszczykiem; pod wpływem kierownika duchowego mógłbym zacząć grać jakąś rolę. Jeśli to szatan mną kierował, to najważniejsze było, by to od razu było widoczne, aby Anię przede mną chronić.
      Może właśnie tak było?

      Ale z drugiej strony, tak, jak dziś, gdy do kościoła w mojej wiejskiej parafii (teraz mieszkam w puszczy) przybyłem pół godzinę wcześniej przed wieczorną mszą na wystawienie Najświętszego Sakramentu (taki zwyczaj tu panuje, choć rzadko kto z tego korzysta - albo nawet wcale, tak, jak dziś), klęczę przed Nim i jestem o wszystko spokojny :)

      Leszek

      Usuń
    8. ... i to jest piękne, że jesteś przed Nim. Bądź spokojny. Przeszłość w rękach Bożych. Przyszłość też. A teraźniejszość - wobec Niego.

      Usuń