...domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: „Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu”... (Mk 8,11-13)
Dane mi dziś jest być spokojnie i bez pośpiechu przed Panem. Odwiedziłam z postulantkami kościół sióstr bernardynek pod Zakliczynem nad Dunajcem.
Brzmią mi w uszach słowa faryzeuszów o domaganiu się znaku. Rozumiem ludzi, którzy chcą mieć pewność, którzy chcą mieć niejako Boga w garści... Myślę, że współczesne domaganie się znaku od Boga, najczęściej związane jest z upewnianiem się o Jego miłości.
Patrzę dziś tu w Zakliczynie na Jezusa w hostii, patrzę na figurę Serca Jezusowego i dociera do mnie ważna prawda. Dociera do mnie, że Jezus odsłania swoje szaty i pokazuje Serce - Jezus daje mi (nam wszystkim) konkretny znak - swoje Serce.
Patrzę na ręce przebite, patrzę na Serce miłujące. Przyjmuję ten znak i odczytuję go. Nie potrzebuję znaku innego... Ten jest czytelny, autentyczny i sprawdzony.
Są takie momenty, że chciałabym wołać wołać ze świętymi: "Ludzie, tylko spójrzcie! Ludzie, popatrzcie! Jak Bóg nas miłuje!... Odpowiedzmy Mu miłością!"
Załączam link do piosenki, którą bardzo lubię: "Uwielbiajcie Pana ludzkich serc bijące dzwony..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz