Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. (Rz 8, 18-25)
Bardzo lubię te zdania.
Najpierw o cierpieniu, które jest czasowe (mimo natężenia, ciemności i doskwierania). A po drugie perspektywa, że właśnie w tym doskwieraniu jest możliwe objawienie się dziecięctwa Bożego.
Tylko człowiek zakorzeniony w Bogu jest w stanie w cierpieniu zachować miłość.
I jeszcze jedno - chyba najważniejsze - to słowo chce spełnić się w nas. Od chrztu jest w nas ziarno wiary, nadziei i miłości. Jest jak zaczyn w mące. Bo Królestwo Boże podobne jest "do zaczynu, który wziąwszy kobieta schowała w mąki miary trzy" (Łk 13, 18-21). Inne tłumaczenie czasem wybudzi umysł :). Jest w nas "schowana" miłość Ojca. I świat oczekuje z upragnieniem objawienie się Jej. We mnie, w tobie...
Fot. "Msza się skończyła...msza się zaczyna (w codzienności)". Życzę sobie i dla każdego, byśmy wychodząc z kościoła byli w świecie dynamiczną pamiątką Pana. Bo moc miłości jest w nas wrzucona.
"Tylko człowiek zakorzeniony w Bogu jest w stanie w cierpieniu zachować miłość." - to trudne, ale zapewne mu łatwiej :)
OdpowiedzUsuńCzytałem gdzieś ostatnio, że "cierpienie pomaga człowiekowi przyjąć miłość" i chyba należy się z tym zgodzić, bo dzięki niemu osiągamy jakąś głębię tzn. ziarenko gorczycy może się gruntownie ukorzenić w ogrodzie miłości Ojca i nasiąknąć cnotami teologalnymi Matki...
Potrzebujemy Boga i potrzebujemy Eklezji (Kościoła)....
OdpowiedzUsuń