...Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć.
A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie. Mk 6,53-56
Żeby Jezusa dotknąć, trzeba do Niego się zbliżyć. Najpierw jednak trzeba Go rozpoznać. On jest blisko, nawet bardzo blisko... On się zbliża ku nam. A ja ku Niemu?
Gdy wyobrażam sobie, jak ci ludzie BIEGALI po całej owej okolicy, bardzo mnie to wzrusza. Oni znosili do Jezusa swoich chorych. I bardzo mnie zasmuca, kiedy Jezus jest w Najświętszym Sakramencie wystawiony (nie lubię tak mówić...) i jest sam, kiedy nie chcemy przyjść do Niego i przynieść Mu swoje wszystko.
A co to znaczy, w zwykłym codziennym życiu, szukać Jezusa ?...
OdpowiedzUsuńNajchętniej odpowiedziałabym pytaniem: a jak myślisz? I pewnie byłaby to najwłaściwsza odpowiedź, bo każdemu z nas Duch Święty podpowiada jak szukać Jezusa i prowadzi w codzienności do konfrontacji z Jego Słowem.
OdpowiedzUsuńJednak spróbuję odpowiedzieć po mojemu :)
Ja Jezusa szukam:
1) w Słowie, w Liturgii,
2) w medytacji - "przeżuwam" Słowo, pytam czego ode mnie oczekuje dziś
3) w codziennym wieczornym rachunku sumienia
4) w wydarzeniach dniach, zapytuje siebie, jak bym się zachowała w bliskości Jezusa
5) w kontakcie z sobą samą :) - w rozpoznawaniu swoich uczuć, odczuć, potrzeb... - żeby być PRAWDZIWĄ
6) to wszystko pomaga mi "dotykać" Jezusa w codziennej Eucharystii i zapraszać Go do mego serca, do mego życia i powierzać siebie Jemu codziennie na nowo.