Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak... (Łk 9,51-56)
Nie przyjęto Go jednak...
Nieprzyjęcie, odrzucenie, któż z nas tego w życiu nigdy nie doświadczył? Od innych - boli. A kiedy siebie samych nie przyjmujemy? Wtedy pewnie boli jeszcze bardziej...
Nieprzyjęcie własnego życia, przeklinanie go, jak dzisiaj w I czytaniu (Hi 3,1-3.11-17.20-23)... Hiob otworzył usta i wypowiedział wiele, i wielu w tych słowach odnajduje siebie...
A jednak to czytanie kończy się słowami; "Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka".
Piesze pielgrzymki, które są symbolem pielgrzymki życia, mogą nas trochę pouczyć... Osobiście lubię pielgrzymować, ale dość szybko się męczę, a już jak bąble na stopach się pojawią, to każdy krok jest pełen bólu... Ale jakbym na tym bólu poprzestała...to nigdy bym dalej nie ruszyła i nie doświadczyła radości i satysfakcji z dojścia do celu pielgrzymki.
Nasze życie jest PIELGRZYMOWANIEM i przeciwności na drodze tej były, są i będą. Więc odetchnijmy, wesprzyjmy się o siebie wzajemnie i ruszajmy dalej. ;) Warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz