Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Mk 7,31-37
Dzisiejsze Słowo dotyka mnie. Najpierw pierwsze czytanie z Iz 35, 4n: Powiedzcie małodusznym: „Odwagi! Nie bójcie się! [...] On sam przychodzi, by was zbawić”, spływają jak oliwa lecząca na niezagojoną ranę. Pan sam przychodzi i On zbawia.
Te słowa, ja i każdy, kto ma zadanie towarzyszenia osobom, formowania ich, musi sobie często powtarzać, by narzędzie nie zajęło miejsca Tego, kto się nim posługuje... A z drugiej strony, by z odwagą robić to, co do mnie należy.
A co do mnie należy? Mogę człowieka do Jezusa podprowadzić, ale potem trzeba go zostawić. Jezus bierze go na bok, na osobności dokonuje się uzdrowienie. Jest to tajemnica dla mnie, co dokonuje się między danym człowiekiem a Bogiem.
Również mnie Jezus nieraz wyciąga na osobność. Rzeczywiście tylko w chwilach intymności z Nim jestem wstanie "poczuć" Jego bliskość i zasmakować Jego leczącej obecności.
Każdy z nas takich chwil na osobności z Jezusem potrzebuje. Pozwólmy Mu nas wyciągać na osobność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz