„Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.
[Jezus ...] rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku..." J 20,14-29
W całym tym zamieszaniu z Tomaszem, zauważyłam jedno: jak ważna jest osobista relacja z Jezusem.
Pragnienie włożenia ręki w miejsce ran... i to wobec kogoś, kogo się znało i zdążyło przez te 3 lata pokochać... nie jest pragnieniem banalnym.
Rozumiem Tomasza. I w kontekście wczorajszego mego rozmyślania co do granic w relacjach, myślę, że Tomasz przekroczył granice Jezusa. Ale Jezus tego chce! Na szczęście!
Kto dotyka ran tak normalnie? Lekarz albo dręczyciel. Wobec Jezusa w kontekście relacji Jego do nas, wobec miłości Jego do nas, dotknięcie rany jest bardzo czymś intymnym i osobistym. Osobistym dlatego, że rana jest spowodowana i moim udziałem. Tym bardziej rozumiem Tomasza i dziękuję mu.
I ja tak chcę! Chcę Cię Jezu dotknąć, dotknąć rany Twego Serca, dotknąć Twojej ręki zranionej i chcę doświadczyć, zobaczyć, że... tam jest Miłość.
Najpierw jednak, Jezu, proszę, uzdrów moje zmysły, bym nie była
ślepcem czy bezczuciowcem.
Fot. Kościół franciszkanów w Wilnie. Można tu dotknąć ran
Jezusowych... i tych w Eucharystii dostępnych, ale i tych komunistycznych
widzianych na ścianach zniszczonego kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz