Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.
Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”. Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?”. Odparł: „Nie!”. Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”... J 1,6-8.19-28
Tak się zaczyna: pojawił się człowiek posłany przez Boga.
Tak się często zaczyna przybycie Boga do człowieka, do mnie. P o j a w i a się człowiek. Różnie reaguję: fascynuje mnie, podziwiam go, słucham chętnie i pragnę naśladować, albo bywa i tak, że nie lubię go, nie chcę go przyjąć, nie chcę przyjąć jego słów, nie akceptuję jego osoby...
A Pan przychodzi i w pierwszej wersji, i w drugiej.
Ostatnio na pewnym spotkaniu ktoś mnie ocenił negatywnie, odwołując się do wydarzeń, w których sama ta osoba nie była obecna. Zabolało, pycha została dotknięta. Najprościej było się obrazić i zamknąć. Dobrze, że byłam tuż po spowiedzi i łaska uczynkowa zadziała dość szybko. Przyszła mi myśl, że przecież mogę posłuchać krytyki z dystansem do siebie, przyjmując, że nie jestem doskonała i moje działania są niedoskonałe, że mogę przyjąć do siebie widzenie inne niż moje. Nie zawsze tak, z jakimś otwarciem, przychodzi mi reagować na krytykę, na słowo, którego się nie spodziewam a _p o j a w i a_ się...
A jest też druga strona medalu.
Gdy jest się Janem Chrzcicielem powiedziałabym "z urzędu" łatwo uzurpować nieomylność. Kiedy jest się "postawionym" na świeczniku, to można pomyśleć, że to moje światło...
Janowe dziś "nie jestem, nie jestem, nie jestem"... odnosi mnie do "jestem Barankowa". Tak się nazywam, tak lubię mówić o sobie. Robię dziś rachunek sumienia o ile spójne jest to moje imię i moje postawy. Sprawdzianem są sytuacje wejścia w sytuację Barankową.
Każda Eucharystia kończy się rozesłaniem, kiedyś łacina dobrze to ujęła: "Ite, missa est" - idźcie, jesteście posłani. Posłani, by zaświadczyć i posłani, by być świadkami. Słowem i życiem (a to też oznacza męczeństwo...).
Szkoda, że dla wielu bycie posłanym jest w odniesieniu tylko do księdza lub siostry zakonnej.
OdpowiedzUsuńWyśmienite refleksje - wszystkie wątki konieczne i znakomite.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, dzięki za przystanięcie i komentarz. :)
OdpowiedzUsuńKażdy jest posłany, każdy. Ksiądz i siostra zakonna też, ale ksiądz i siostra muszą się otworzyć na posłanego świeckiego. Jak mówi Ef 4,6, Bóg jest i działa przez wszystkich i we wszystkich. Ja tak czytam życie.
Pozdrawiam z tego samego miasta. :) Może gdzieś się czasem miniemy i uśmiechem siebie wesprzemy.