...powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki... J 7,43n
Wtedy jeszcze nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki... Nasuwa mi się inny tekst Janowy, gdzie Jezus mówi, że "nikt Mi go [życia] nie zabiera, lecz Ja sam dobrowolnie je oddaję, gdyż jest w mej mocy oddać je i potem znów odzyskać" (J 10,18).
Chcę w tym roku patrzeć na Jezusa nie tylko jako na ofiarę ale jako na Kapłana własnej ofiary. Ja też przecież w funkcji kapłańskiej przez chrzest uczestniczę. Czy moje życie jest w moich rękach? Czy potrafię, czy chcę je ofiarować? Czy nie przeżywam życia i wydarzeń jako ciężaru losu, gdy nie wchodzę w życie świadomie i z poczuciem godności dziecka Bożego? Czy pamiętam, że zawsze mam wybór, także wtedy, kiedy nie mam wyboru: mogę ofiarować.
Scena z filmu "Ludzie Boga": Kiedy pod bramą po raz pierwszy zjawiają się terroryści, ojciec Christian nie pozwala im wejść na teren klasztoru z bronią. Przywódca odbezpiecza karabin. „Nie masz wyboru” – mówi. „Ja zawsze mam wybór” – odpowiada mnich. I właśnie owa możliwość wyboru sprawia, że jest wolny.
Rozdwojenie, które powstało w tłumie z powodu Jezusa, jest też znakiem rozdwojenia w moim sercu. Wobec Jezusa trzeba być czytelnym, nie da się zamazać swej postawy. Niech więc Słowo przeszywa i rozcina do szpiku kości, bym odrzuciła wszystko, co we mnie, mnie samą oddala od Jezusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz