...„Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”. Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni.
Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin... (Łk 17,11-19)
Wyjść naprzeciw Jezusa i zawołać do Niego po imieniu.
Tego potrzeba i to robimy, bardziej lub mniej przekonani, że nam pomoże.
Potem jest Jego słowo i droga według słowa... I tutaj coś się dzieje.
Wiara to zdolność wracania do Boga - tak zdefiniował dziś wiarę o. Grzegorz Kramer SJ (tu więcej). Ja ją rozumiem przede wszystkim jako relację, stawanie twarzą w twarz, sam na sam, trzeba wrócić i stanąć przed Nim całym sobą upaść do nóg Jego, chwaląc Go i dziękując w Prawdzie.
Moją wiarę wyznaję też tym, że przystępuję do sakramentów.
Takim powrotem do Boga może być sakrament spowiedzi, który nie tylko jest wyznaniem grzechów, ale jest przede wszystkim WYZNANIEM, a więc nade wszystko wyznaniem wiary, wdzięczności i miłości.
Fot. Takie coś w moim klasztorze wisi, tylko trzeba czasem oczy podnieść wyżej, żeby to zobaczyć.
Podoba mi się dzisiejszy wpis siostry, ale szalenie trudny do realizacji, bo zawołanie do Jezusa niesie za sobą konsekwencje zrezygnowanie z ukochanego "samopasu", ale i ten samopas potrafi nieźle człowieka umordowac. Kaśka
OdpowiedzUsuńKasiu, wołanie do Jezusa dla tych, co wołali do Niego po hebrajsku, oznaczało "Bóg daje zbawienie" (bo tak tłumaczy się Jeszua)... Gdy się jest w doświadczeniu własnej niemocy, to wołanie staje się prawdziwe. A gdy czerpiemy z tego ukochanego "samopasu", to rzeczywiście trudno z niego zrezygnować, staje się bożkiem, kimś z czego czerpiemy pozory życia...
OdpowiedzUsuńKasiu, pozdrawiam! Każdemu z nas potrzeba odwagi kawaleryjskiej... :)
chciałabym się jakoś z siostrą skontaktowac,
Usuńnie mam z kim pogadac... kaśka
Dobrze. Mieszkam w Krakowie od dwóch miesięcy. Napisz na mój mail odbaranka@gmail.com swój numer telefonu, odezwę się.
Usuń