Wracam do niedzielnego Słowa: kuszenie Jezusa.
Uświadomiłam sobie, że On mnie rozumie. Uwielbiam Boga za to, że Jezus wszedł w te pokusy, że rozumie je niejako od środka.
Pokusy według mojej mapy:
- pokusa „chleb pod ręką”, zabezpieczenie się takie, że nic brakować nie powinno, możliwość zdobycia na wyciągnięcie ręki…
A przecież ślubowałam ubóstwo, chcę świadomie być do Niego podobna w tym, że brakuje czasem rzeczy koniecznych…
- pokusa władzy, by wszystko mi służyło, by nad wszystkim mieć pełną kontrolę; nic nie może iść swoim biegiem… bo inaczej rodzi się agresja, że nie mam już władzy…
A przecież wcale nie musi mi wszystko służyć i wszystko iść gładko… bo "miłującym Boga wszystko (też przeciwności) dopomaga ku zbawieniu!"
- pokusa podziwu, by zauważyli i podziwiali… tym samego Boga wplątuję w mój „porządek świata”, On też ma mi służyć…
A przecież, Twoją Mądrość i Miłość to ja mam podziwiać! Bo "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie jest w stanie pojąć, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują".
Jak dobrze, że Jezus mnie rozumie, że nie muszę wszystkiego tłumaczyć, że wystarczy ufna prośba:
Ojcze mój, proszę, nie dopuść abym uległa pokusie…
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz