Niedzielne błogosławieństwa chodziły za mną. Jakoś nie brałam pod uwagę, że mnie dotykają od wewnątrz i od zewnątrz. Sytuacje swoistego głodu, ubóstwa, braku pocieszenia, niezrozumienia czy może też zniesławienia... są moim chlebem powszednim, którego nie czytałam w kluczu błogosławieństw aż do dziś.
On mnie wyprowadził dziś poza "moje", zwilżył oczy łzą, sprawił, że widzieć zaczynam. Czyni to w procesie (też tak - w procesie - uzdrawia innych i uczy mnie cierpliwości). Jest ze mną i miłuje. Ja siebie w Nim ukrywam, bo w Nim mogę też miłować. A w jutrzni dzisiejszej - po tym doświadczeniu - św. Paweł powtórzył dla mnie:
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. (Rz 8, 35.37)
Fot. wyszywane serce też jeszcze w procesie :) wyszywania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz