Ujęło mnie to stwierdzenie o drodze żywej. On - Jezus - nią jest. I Jego Ciało. Wcielony Bóg, ale też nie mogę nie myśleć o Ciele, jako o Kościele.
A wszystko przez zasłonę.
Codzienność moja (i twoja), nas, którzy jesteśmy już w Nim przez chrzest, jest ową drogą do Miejsca Świętego, jest drogą nieba. Jest żywą drogą przez Niego, bo wszystko, co nas spotyka jest/może być nam pomocą w odkrywaniu tej Jedynej istotnej Obecności.
A co do Ewangelii, tak sobie myślę, że lampa na świeczniku jest też krucha... Tzn. można ją zgasić, można od niej się zapalić, albo się podpalić... Można ją strącić. Ale światło jest po to, by świeciło. Nawet, krótki czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz