piątek, 3 lipca 2015

3 VII, przez ranę ku Prawdzie Miłości

 „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. [...]
„Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. (J 20,24-29)

To jest niesamowity dialog miłości!
Tomasz domaga się jej dowodu, rany Jezusa po zmartwychwstaniu uwiarygodniają Jego cierpienie, są atrybutem Jezusa dla nas, a wobec Ojca ceną powrotu do tej zażyłości najistotniejszej.
Tak mi dzisiaj przypominają się pieśni wielkopostne, które opiewają rany Jezusa, modlitwa św. Ignacego "w ranach swoich ukryj mnie...", czuję zaproszenie pierwszopiątkowe, by odważnie wejść w rany Jezusa...
Dlaczego to jest ważne?
Dlatego, że wątpliwości podważające miłość Boga są do uleczenia być może tylko od środka. Wątpliwość oznacza, że mam jakiś swój obraz Boga, jakiś fałszywy rys, który zacienia i uniemożliwia prostą wiarę. Uleczenie od środka rozumiem tak, że Bóg pozwalając na fałszywy obraz swój we mnie, dotyka mnie wątpliwością czy cierpieniem, by ten obraz skorygować w moim wnętrzu. Moja rana, mój ból odnosi mnie do Niego, pozwala jak po drabinie wchodzić we wnętrze rany Jego boku... I w sobie samej odnajdywać fragmenty Jego miłości...aż kiedyś utworzy się całość i moje serce będzie kompatybilne z Jego Sercem. Będą stanowić jedno.Wiem, że to nastąpi! Pragnę tego ja, a On jeszcze bardziej.

1 komentarz:

  1. Głęboko przemyślany i przemodlony wpis. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń