Wszyscy wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje. Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili. Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was.
Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu. Wiecie, że te same cierpienia znoszą wasi bracia na świecie. A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen. (1 P 5, 5b-14)
Pokora. Rozmawiałam ostatnio z kimś o pokorze, więc ten fragment z liturgii Słowa mnie zatrzymał. Zapytał mnie ktoś, czy jest coś, co można zrobić, by w doświadczeniu pustki Boga sprowadzić...
Ksiądz ma moc przez święcenia, moc, która Boga sprowadza realnie, ale jeśli sam odczuwa pustkę, to nic mu nie pomoże fakt, że Boga w rękach trzyma. Tylko wiara zostaje.
A człowiekowi bez święceń zostaje oprócz wiary - pokora. Podobno, już nie wiem, skąd to wiem, ale wiem :), że postawa pokory to słabość Boga.
Tylko że może być taka sprawa, że przeze mnie rozumiana (i przeżywana) pokora wcale nie jest prawdziwą pokorą...