Przewijają się różne słowa tak mniej więcej co dwa tygodnie. To taki mój pewien zamysł, ufam, że z Ducha. Rzecz istotna się dzieje poza netem, ale dla pamięci sobie strzępy notuję.
Kończy się seria "25". Szybko zleciała. Dziś przedostatnie słowo.
Czuję się zaproszona do WIELKODUSZNOŚCI.
A czymże ona jest?
Według św. Tomasza z Akwinu (za D. Piotrowskim SJ) jest ona darem, na który można się otworzyć. Można przygotować się na przyjęcie tego daru.
Najważniejsze, aby
troszczyć się o więź z Bogiem i innymi ludźmi, która umacnia w nas wiarę w siebie i pozwala rozpoznać wewnętrzne piękno i bogactwo (jako podarowane). Servais Pinckaers OP pisze, że
„w każdym z nas Jezus z życzliwością i jasnością widzi osobę, w której boskie możliwości nie są wyparte przez słabość i grzech”.
Życie sakramentalne, modlitwa, rachunek sumienia otwiera mnie na własne przestrzenie dobra w moim sercu, które Pan już stworzył i zaprasza, bym je "uprawiała".
Wielce pomocne jest również
pogłębianie rozumienia roli drugiego człowieka w życiu, a także rozwijanie przekonania, że bez wspólnoty nie można dojść do pełni człowieczeństwa. Wielkoduszność opiera się również na zaufaniu Bogu, człowiekowi i stworzeniu.
Wielkoduszność rodzi się również
z praktykowanej wdzięczności, która najpierw dostrzega to, co jest, a nie to, czego nie ma.
Podejmowanie ryzyka w praktykowaniu miłości, narażając się także na błąd i porażkę, jest dobrą szkołą wielkoduszności. Słowo Boga zapewnia nas, że Ojciec zna motywacje i widzi w ukryciu. I odda tobie. Nie chodzi o to, by świecić sobą, ale by pozwolić Bogu na zapalanie w nas światła, światła paschalnego.
W grę wchodzi również
demaskowanie i przełamywanie własnych lęków, które powstrzymują przed większym zaangażowaniem na rzecz drugich.
W ten sposób można powoli
poszerzać swoje serce, które wskutek rozmaitych doświadczeń mogło się nieco „skurczyć”. Zdaniem św. Tomasza, człowiek wielkoduszny ma „pojemne” serce, ponieważ, „uważa się za godnego wielkich rzeczy, biorąc pod uwagę dary, które otrzymał od Boga”.
WIELKODUSZNOŚĆ jest
córką męstwa, pokory i ufności.
Bądź wspaniałomyślny względem Boga, nie odmawiaj Bogu, Panu twemu, żadnej ofiary, której domaga się od ciebie. Kształć swe serce według Serca Jezusowego, a przekonasz się, że Bóg nie pozwoli się przewyższyć we wspaniałomyślności (O. Tilman Pesch SJ).
A muszę się przyznać, że do tego tematu zainspirował mnie papież Franciszek w Wilnie. Zwłaszcza, kiedy mówił w Kownie:
"W Wilnie, rzece Wilejce przypadł los, by łączyć się i oddawać swoje wody oraz stracić swoją nazwę (swoje imię - moje tłumaczenie) na rzecz Wilii. Tutaj z kolei ta sama Wilia traci swą nazwę, wlewając swe wody do Niemna. O to właśnie chodzi, aby być Kościołem wychodzącym, nie bać się wyjścia i poświęcenia, nawet wówczas, gdy zdaje się nam, że się rozpuścimy, zagubimy się za najmniejszymi, zapomnianymi, żyjącymi na obrzeżach egzystencjalnych. Ale wiedząc, że to wyjście oznacza także w niektórych przypadkach powstrzymanie kroku, odłożenie na bok niepokojów i naglących potrzeb, aby móc spojrzeć w oczy, wysłuchać i towarzyszyć tym, którzy pozostali na skraju drogi. Czasami musimy zachowywać się jak ojciec syna marnotrawnego, który trwa w bramie, oczekując na jego powrót, aby mu otworzyć, skoro tylko przyjdzie; lub jak uczniowie, którzy muszą się nauczyć, że kiedy przyjmuje się kogoś maluczkiego, to przyjmuje się samego Jezusa...".