Dziś św. Augustyn mi skomentował:
Nie obawiaj się -
On się nie cofnie, abyś nie upadł.
Rzuć się z całą ufnością,
On przygarnie cię
i uleczy. (Wyznania VIII,11)
Fot. na Wawelu 21 XI 2020 - śluby mojej współsiostry.
Dziś św. Augustyn mi skomentował:
Nie obawiaj się -
On się nie cofnie, abyś nie upadł.
Rzuć się z całą ufnością,
On przygarnie cię
i uleczy. (Wyznania VIII,11)
Fot. na Wawelu 21 XI 2020 - śluby mojej współsiostry.
Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata kończąc rok liturgiczny niesie z sobą światło nadziei. Czas pandemii, który zatrzymał cały świat, który pomieszał szyki wielu planom wielkich ludzi i małych, stawia pytania o prawdziwą władzę. Człowiek musi dziś stanąć w pokorze, doświadczając swej niemocy w wielu obszarach.
Ten zewnętrzny rys obecnej w świecie niepewności i braku panowania nad nią, odsyła mnie jednak bardziej do serca mego. Odsyła mnie do świata duchowego. Tutaj też są przestrzenie, nad którymi nie panuję, tutaj też są momenty, których nie rozumiem... Tutaj też doświadczam bezsilności i niemocy, i wirusa, który sieje zniszczenie.
Pierwsze czytanie przynosi z sobą balsam na tę ranę. Cieszę się, że Pan sam bierze sprawę [też sprawę mego serca] w swoje ręce. To dobry moment dać się Mu odnaleźć, dać się poprowadzić. Wreszcie zająć swoje rzeczywiste miejsce - miejsce tego, który przyjmuje Miłosierdzie. Modlę się tym czytaniem oraz Psalmem 23, które streszczają mi się w wołaniu: "przyjdź Królestwo Twoje, Panie".
Sąd z uczynków miłości (Mt 25,31-46) i zdziwienie owych ludzi, pokazują mi, że głębia serca miłującego (dającego), innymi słowy - motywacja serca - jest czymś tak autentycznym, że nie da się jej podrobić, że nie działa ona na pokaz, że jest możliwa w każdych warunkach, że nie zależy od opinii ludzkiej i że ... będzie wydobyta kiedyś przez "Widzącego w ukryciu" (por. Mt 6,18).
Modlę się dziś prosto: "przyjdź Królestwo Twoje do serca mego". Amen.
Ten, kto daje, Bóg, powierza mi swoje dobro! Bardzo mnie ten fakt poruszył. I zadałam sobie pytanie, kiedy przed laty składałam śluby, to co się dokonało? On dał mi swoje życie - Jego sposób miłowania, życia, poprzez dar rad ewangelicznych. Daje mi dziś (i codziennie) swoje Ciało. Ufa mi, jak tej niewieście z I czytania... Rozłożyło mnie to na łopatki... Pan Jezus dał mi siebie, swój sposób życia, bym w czasie Jego "nieobecności", zanim wróci w paruzji, zarządzała Jego miłością, Jego miłością we mnie.
Bo chodzi o miłość. Owszem w przypowieści chodzi o pieniądze. Pieniądze się wydaje i pomnaża. A to, co jest Pana, to jest miłość, bo św. Jan powie: "Bóg jest miłością". Miłość się rozdaje i przy tym pomnaża.
I jeszcze coś, co mnie zatrzymało, to trzeci sługa, który kopie dół. Czasem mówimy: "mam dziś doła". Jakoś mi się to skojarzyło i połączyło, i zastanowiło...
I jeszcze coś. Zrodziło się we mnie pytanie: Jakby dziś wrócił Pan mój ze swej podróży, w której kategorii sług bym się znalazła? Próbuje szukać pomnożenia Jego darów..., ale wiem, że czasem też doła kopię...
Chciałabym i o to się modlę (z zuchwałością dziecka) z nadzieją, by mój Pan ucieszył się mną, by mógł o mnie powiedzieć przy końcu moich dni: Serce Moje jej ufa, na zyskach Mi nie zbywa; nie czyni Mi źle, ale dobrze przez wszystkie dni życia (por. Prz 31,10n).
Eklekte Kyria (wybrana, umiłowana Pani) - brzmi to urzekająco. :)
Gdy wiem, że mnie ktoś kocha, kiedy doświadczam ludzkiej życzliwości, to wpływa na mnie, na mój sposób przyjęcia siebie samej, na mój sposób reagowania. Miłość ma w sobie to coś, co niesie w sobie rozwój życia.
W Liście św. Jan prosi o wzajemną miłość. Miłość pasterza do Kościoła i miłość Kościoła do pasterza. Owszem, widzę, że za pasterzem kryje się Pasterz. Tym bardziej to dotyka.
Gdy uświadamiam to sobie (wybrana, umiłowana Pani :), to dokopuję się do źródła we mnie założonego i czuję, że ... żyję, bo kochana jestem przez Pasterza i próbuję kochać, jak potrafię.
To zapewnienie Jezusa o obecności Królestwa Bożego pośród nas jest dobrą nowiną. Zwłaszcza w czasie obecnym, zwłaszcza w czasie pandemii i obostrzeń z nią związanych, zwłaszcza w czasie, kiedy padają autorytety kościelne. Jezus (On jest Królestwem) jest pośród nas, jest "wewnątrz". Jest ze swoim Duchem, jest w relacji z Ojcem. ONI są pośród nas i więcej, są dla nas dostępni... Pytanie czy szukam ICH tu i teraz?
Zgrało mi to słowo w sercu mocno. Zwłaszcza, że ciut wyżej wypomniało różne rzeczy: "Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim".
Nie mamy (nie mam) czym się chlubić. Wszystko jest łaską. To kim jestem dziś, jest z miłosierdzia Bożego. Łaska usprawiedliwia i dziś. Odczytuję to w tym, że mimo moich słabości i mimo niewdzięczności, przychodzi łaska następna i następna...
Bardzo mnie urzekł ten obraz siedzącej u drzwi postaci. Nie jestem sama. Jest ktoś, kto czuwa przy mnie, kto chce mi pomóc, kto chce mi służyć, kto chce mnie prowadzić.
I w tym duchu czytam ewangelię (Mt 25,1–13) o pannach mądrych i głupich. Jeśli wychodzę na przeciw Oblubieńca, to spotykam u drzwi moją przyjaciółkę - mądrość. I czy ją zauważę, czy jej posłucham, czy wezmę naczynie z oliwą, a nie tylko samą lampę... to zależy też ode mnie.
W środku nocy rozlega się wołanie, że Oblubieniec nadchodzi. On robi krok w moją stronę, ale i ja mam zrobić krok w Jego stronę. Mam zrobić ten krok, kiedy jeszcze jest ciemno, mam go zrobić w zaufaniu "słowu". I to jest piękne, kiedy idąc tylko ze światłem wiary, w ciemności zmysłów, ma się nadzieję na spotkanie.
I ostatnia rzecz, to Osoba, która przychodzi i na którą się czeka. Obraz Oblubieńca jest nieprzypadkowy. Przychodzi Ten, który kocha duszę moją!!! (i Twoją :)
Bardzo mnie ujmuje św. Paweł w tym swoim wyznaniu. Strata - zysk, jasno stawia sprawę. Jak cieńko wyglądają przy nim moje niektóre osiągnięcia i przekonania...
Jednak póki żyję, mogę o wartość najwyższą się ubiegać, mogę zaryzykować wszystko i postawić na cel poznania Chrystusa Jezusa. Oby, Pana mojego!
Nie habit czyni mnicha, powiadali mądrzy. :) Trzeba (i chcę to robić) zejść na dno swego serca, by tam, właśnie tam, odnajdywać mego Pana - Jezusa Chrystusa - Baranka i Pasterza.
Bardzo cieszę się dzisiejszym świętem. Cieszę się perspektywą Świętego. Ciągnie mnie do Niego...
Ostatnio wpadła mi w ręce książeczka niewielka pt. "Wolność wewnętrzna. Moc wiary, nadziei i miłości" Jacques'a Philippe'a. Chyba ją kiedyś już czytałam, bo odnajduję się na jej kartach :). Polecam. I mały cytacik na dziś:
Chrześcijaninem nie jest ten, kto wprowadza w życie taką czy inną praktykę, który dostosowuje się do tej czy innej listy przykazań i obowiązków. Chrześcijaninem jest w pierwszym rzędzie ten, kto wierzy w Boga, który wszystkiego od Niego się spodziewa (nadzieja), który pragnie miłować Go całym sercem i miłować swojego bliźniego.
[...] Nie istnieją już dla człowieka negatywne wydarzenia, lecz tak naprawdę wszystko, co się dzieje na świecie, jest wobec niego służebne i dzieje się z korzyścią dla jego wzrastania w miłości i w stanie dziecięctwa Bożego. Wydarzenia, dobre czy złe okoliczności, zachowanie innych osób nie mogą już więcej oddziaływać na niego negatywnie, od tej pory mogą jedynie działać na rzecz jego prawdziwego dobra, które polega na miłowaniu. Owe uczucie królewskiej wolności, przywilej tych, którzy wiodą życie w ramionach Ojca, jest w taki oto sposób ujęte przez świętego Pawła: wszystko jest wasze. Po czym dodaje: wy zaś Chrystusa, Chrystus Boga (1 Kor 3,23). (Jacques Philippe)
Fot. Taka święta Weronika... z twarzą Jezusa odciśniętą w ... sercu.