Dziś 3-cia rocznica śmierci o. Witolda. Śmierci nagłej. Jednak, kiedy słuchałam dziś Ewangelii, to miałam w sercu pewność, że dusza Witolda była panną mądrą. Że miał oliwę, że był gotów na spotkanie Oblubieńca. Nawet to, że w pełnym stroju zakonnym stanął w godzinie śmierci przed Panem.
Dziękuję Bogu dziś za Witolda, za wszelkie dobro, a było tego niemało. Właśnie tu, w Wilnie, stawiał pierwsze kroki jako kapłan. Miałam ten przywilej bycia blisko, dorastania i przyglądania się człowiekowi, który jest bożym człowiekiem. Dar przyjaźni wiem i czuję to, trwa i poza grób.
Wczoraj, w brewiarzu czytałam, ze św. Dominik miał zawsze twarz rozpromienioną uśmiechem, taki tez był Witek, Witold, Witoldas... Taki, ufam, jest.
Dobrze, ze w niebie są znajomości. Witoldzie, pozdrawiaj Pana i módl się za nami.
Patronki dnia dziejącego, Św. Tereso Benedykto od Krzyża, dzięki Ci za Twoje poszukiwania, za nawrócenie, za miłość.
Fot. O. Witold w katedrze grodzieńskiej, chyba 1992 rok.
***
Dobra lektura:
Dziś przeczytałam o św. Franciszku:
Dwa lata przed swoją śmiercią... Franciszek zrozumiał, że naśladowawszy działalność Chrystusa w swoim życiu, powinien bardziej się do Niego upodobnić... w Jego Męce. Nie przeraził się, ale... uniesiony do Boga w pragnieniu anielskiego żaru i przemieniony przez współczucie w Tego, który w „przez wielką swą miłość” (Ef 2,4) zechciał być ukrzyżowany, modlił się na stoku góry, zwanej Górą Alwernią; było to w okresie święta Podniesienia Krzyża. A oto ujrzał, jak schodzi z nieba serafin z sześcioma skrzydłami, jaśniejącymi jak ogień. Szybkim lotem dotarł do miejsca, gdzie stał człowiek Boży, i postać pojawiła się między jego skrzydłami; był to człowiek ukrzyżowany, jego ręce i nogi były rozciągnięte i przywiązane do krzyża... To widzenie wprawiło Franciszka w głębokie zdumienie, podczas gdy w jego sercu mieszały się smutek i radość. Radował się z życzliwego spojrzenia, którym obdarzał go Chrystus pod postacią serafina, ale to ukrzyżowanie „przenikało jego duszę” bólem i współczuciem, „jakby mieczem” (Łk 2,35). Tak tajemnicze widzenie pogrążyło go w wielkim zdumieniu, bo wiedział, że cierpienia Męki nie mogą w żaden sposób dotknąć serafina, który jest nieśmiertelnym duchem. Zrozumiał wreszcie, dzięki objawieniu z nieba, dlaczego boska Opatrzność posłała mu ten obraz: to nie męczeństwo ciała, ale miłość rozpalająca jego duszę miała upodobnić go do ukrzyżowanego Chrystusa. Św. Bonawentura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz