Dzień Matki był wczoraj. Dużo się działo, nie zdążyłam usiąść i napisać.
Tak się złożyło, że nasi Goście, rodzinka ukraińska, właśnie wczoraj wyprowadziła się od nas. Ten czas trzech tygodni był bardzo obfity w przeżycia.
Trzy córeczki z mamą. Wczoraj poszłam z nimi, by pożegnać się z lekarką-sąsiadką, która była wsparciem w czasie choroby jednej z małych. I tak idąc mama córek mówi, że idziemy "mama i cztery dzieci", dołączyła siebie :). Tak podsumowała moje bycie i troskę o nie. O ile dziewczęta są ciekawe świata i radosne, to widziałam smutek mamy i ciężar, który niosła. Chciałam i próbowałam dawać jej wsparcie, bo ona jest tym oparciem dla swoich córek. To jak w samolocie, przy awarii maskę tlenową trzeba najpierw założyć sobie (osoba dorosła) a potem dziecku, to i pokój serca trzeba mieć w sobie, by dać dziecku.
Fot. 1. robienie wianków dla uroczych Ukrainek. 2. pierścionek z kwiatkiem i bransoletka - dar od nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz