"Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata jest ostatnim mocnym akordem całego roku liturgicznego. Za tydzień Adwent – czyli ponowne rozpoczęcie nieustannie powtarzanego cyklu, przybliżającego każdego z nas do ostatecznego spotkania z Panem życia i śmierci, z żywym Bogiem, który jest Miłością.
Tytuł „Chrystus Król”, jeśli nawet nie mówi człowiekowi współczesnemu tego, na co naprawdę wskazuje i co obwieszcza, mówi jednak wiele. Pragnąc wydobyć na jaw trochę z tego, co określam jako „wiele”, posłużyłem się również określeniem „ostatni akord”. Tak jest. Chcąc bowiem uczynić zrozumiałym misterium królowania Chrystusa, trzeba je brać w całości. Chrystus jest Królem dlatego, że jawi się przed nami jako Król w sumie wszystkich swoich tajemnic. Ta całość to życie Syna Bożego w Jego relacji do Ojca i w Jego relacji do Ducha Świętego, objawione w egzystencjalnym konkrecie Jezusa z Nazaretu. Ma więc życie Tego, którego nazywamy Chrystusem Królem, swoje konkretne ramy: zrodzone w Betlejem, przechodzące przez dramat Golgoty, gdzie Bóstwo objawia się w kruchości człowieczeństwa, i po zwycięstwie zmartwychwstania wracające do stanu bytowania właściwego Bogu.
Rok liturgiczny odsłania nam akord za akordem, w małych fragmentach, tę niemożliwą do ogarnięcia przez człowieka osobę Boga-Człowieka. Tym samym wprowadza nas poprzez czytelny znak człowieczeństwa Jezusa w bezkresny i niepojęty ocean Bóstwa. Poucza i przypomina (ileż to już razy w naszym życiu): Bóg jest Miłością. Gdybyśmy zapomnieli o wszystkich tajemnicach Boga, o wszystkich Jego atrybutach i przymiotach – to jedno słowo wyraża Istotę Boga. Lubimy dodawać od niedawna, wracając do starożytnego tytułu: miłosierna miłość. Bo miłosierdzie jest największym przymiotem Stwórcy i odsłania w sposób zrozumiały dla człowieka tajemnicę miłości. Objawiła się ona właśnie w tym, że „Syna dał” (J 3, 16), który umarł na krzyżu dla nas. Dodajmy konkretniej: dla każdego z nas, dla ciebie. Stąd konieczność odpowiedzi. Fide cruci, zawierz krzyżowi. Zawierz tej miłości i nie idź na drogi grzechu, żyj Jego życiem.
Wtedy człowiek pyta o konkrety: jak to żyć Jego życiem? Całe wieki chrześcijaństwa próbowały dać zarys tego, na czym polega naśladowanie Jezusa Chrystusa. Chrystusa, który obok tego, że jest Królem, jest również Kapłanem i jest Nauczycielem, Prorokiem. A więc można by już ukonkretyzować: bądź kapłanem, bądź nauczycielem, bądź królem. Bądź kapłanem własnej ofiary w zjednoczeniu z Nim; bądź nauczycielem Jego prawdy, objawiając ją w kształcie swego świadectwa, objawiając ją braną w Komunii z ołtarza Eucharystii; i króluj z Nim, ale pamiętaj, że On króluje z krzyża, służąc i jako Dobry Pasterz dając swoje życie za owce. I tu dopiero mamy samą istotę tego słowa „królowanie”: królować to służyć, być dobrym pasterzem tak jak On. Bądź takim.
Odsłonięcie treści wielkiego misterium Chrystusa, tak wyraźnie czytelne w tym ostatnim akordzie (jak to nazwałem) pod znanym tytułem „Chrystus Król”, tytułem, który sumuje i streszcza wszystkie inne, poprzednie, uobecniane w misterium Eucharystii – ma w naszej refleksji jeden cel najważniejszy, zasadniczy (zakładamy go sobie jako to, co byśmy chcieli dzisiaj z tego spotkania wynieść poza świątynię i wprowadzić w nasze praktyczne życie): jak (zapytajmy) wpływa Chrystus na nasze życie?
Wyznajemy, że chcemy być Jego uczniami. Wielu z nas jawnie o tym mówi, przyznaje się do tego, werbalizuje to, daje temu świadectwo. Christiani, chrześcijanie (nazwa, którą nas nazywają) to uczniowie Chrystusa. Teraz, będąc na Mszy świętej – może nawet wielu z nas wie o tym z ostrą świadomością, bo tak ją nawet definiuje katechizm – stoimy przy krzyżu Chrystusa na Golgocie, jak wtedy. I co? I za chwilę wychodzimy w wartki strumień życia, które jest obojętne wobec Chrystusa albo wrogie Chrystusowi, albo kpi i drwi sobie z Chrystusa – i jaką pieśń śpiewamy my naszym życiem, jaki poemat tworzymy?
Dzisiejsza Ewangelia jest niezwykła. W tych prostych słowach wskazuje nam na prawdę o nas samych. Łukasz pisze: „Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył” (Łk 23, 35). Można więc wobec Chrystusa zajmować określone postawy. Można „stać i patrzeć”. My, wychowani w cywilizacji audiowizualnej, znamy te postawy, postawy niezaangażowanego widza, który patrzy, pije piwo i żuje gumę do żucia. Można zamknąć oczy na Jego historię, w której objawia się Jego miłość. Ale można też patrzeć i współczuć. Dzisiejsza Ewangelia, opisująca ostatnie chwile Chrystusa, ukazuje różne postawy. Spróbujmy odnaleźć tu swoją. Ale nie tylko. Spróbujmy odnaleźć prawdziwą, jaką trzeba zająć wobec Jezusa Chrystusa, jeśli się chce być Jego uczniem.
Wśród ludu, który „stał i patrzył” – mówi dzisiaj dalej święty Łukasz – byli żołnierze, którzy go ukrzyżowali, i „szydzili z Niego; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet” (Łk 23, 36). Ostre punkty do rachunku sumienia: iluż to ludzi mieniących się uczniami Chrystusa podaje Chrystusowi ocet zaprawiony żółcią1. „Jeden ze złoczyńców urągał Mu” (Łk 23, 39). Iluż to ludzi urąga Mu, nosząc Jego imię. Nie chcę wchodzić w wyszczególnianie grzechów, ale to, co się dzieje czasem u uczniów Chrystusa, woła o pomstę do nieba.
Ale nie pozostańmy w warstwie negatywnej, bo jest wyakcentowana tutaj też i pozytywna: „Lecz drugi (złoczyńca), karcąc go (rzekł): «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa»”. To pozytywne stanowisko pomaga nam weryfikować naszą postawę. Ewangeliści, ci sami, którzy opisują epilog Męki Chrystusa, mówią o Jego triumfalnym ingresie do Jerozolimy, który objawił Go przed oczami wielu jako króla – dlatego też później zawieszono na krzyżu napis „Jezus Król żydowski” (J 19, 19), a Piłat pytał: „Czyś ty jest królem?” (por. J 18, 37) – i tak opisali uroczysty wjazd do Jerozolimy: „Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: «Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie!», oraz «Król izraelski!» A gdy Jezus znalazł osiołka, dosiadł go, jak jest napisane: «Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi (do ciebie), siedząc na oślęciu»” (J 12, 12 15).
Z tego opisu wyraźnie wyłania się misterium spotkania. Patrz, twój Król przychodzi do ciebie! Jaką zajmiesz postawę? Odpowiedz. Ile razy w Wielkim Poście będziemy śpiewać: „Ludu mój, ludu, cóżem ci uczynił?” Lud zgromadzony „wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw”. To proste, z języka zrozumiałego dla wszystkich: „wybiec naprzeciw”. Wybiega lud ciekawy tego, co będzie działo się w cyrku. Panem et circenses – to pobrzmiewa przez wszystkie pokolenia. Ale „wybiegają naprzeciw” też ci, którzy miłują. „Idźcie z radością na spotkanie Pana” (por. refren Psalmu responsoryjnego), Pana, który jest Królem, i czyńcie to, co On czyni (po to jest spotkanie!); wyjdźcie naprzeciw Kapłana, i czyńcie to, co On czyni: On, Ofiarnik i Ofiara, siebie złożył, dając krew i objawiając miłość, aby człowiek rozumiał, o co chodzi w spotkaniu z Bogiem; On, Nauczyciel – czyńcie to, co On czyni.
Za chwilę powtórzymy te słowa, które tyle razy powtarzamy w czasie Mszy świętej, kiedy zgromadzeni koło ołtarza po prefacji mówimy lub śpiewamy: „Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokości”. Ilu z nas wtedy zastanawia się, co to znaczy: Ten, który przychodzi – i ten, który wychodzi naprzeciw. Co to znaczy iść naprzeciw? Iść wierząc. Iść ufając. Iść miłując. Iść naprzeciw, dziękując (po grecku eucharistein): sprawować Eucharystię, składać Ofiarę. Nie: stać i patrzeć. Składać. Tak jak Chrystus złożył w ofierze Baranka, którym jest On sam.
„Wyjść naprzeciw”. I komentarz wspaniały Pawła z Listu do Kolosan: „Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości” (Kol 1, 12). Ilu ludzi bez wiary, bez ufności, bez miłości nie jest zdolnych do tego, by siebie dać na ofiarę! Potrafią tylko niszczyć i zagarniać, i nienawidzić. Nie mają miłości Boga, który Siebie dał i wciąż daje w Chlebie Eucharystycznym. „On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów” (Kol 1, 13). Ten tylko miłuje, kto nie żyje w grzechach. Kto żyje w grzechu, nie miłuje, bo grzech jest nienawiścią.
Patrzmy, ile wielkich, bogatych treści w tej prostej biblijnej terminologii, w tych prostych wyrazach: pojednać się, zawrzeć przymierze, iść naprzeciw, patrzeć. Patrzeć, jak Król przychodzi do ciebie – i iść do Niego.
Dobrze, że o tym dzisiaj sobie przypomnieliśmy. Bo za tydzień zaczyna się nowy rok. Nowy rok liturgiczny. Adwent. Nowa szansa i propozycja dawana nam przez Chrystusa, aby wejść na Jego drogę i na Drogę, którą jest On sam, Jezus Chrystus (J 14, 6). „Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie – rozbrzmiewa dzisiaj liturgia Kościoła – błogosławione Jego królestwo, które nadchodzi” (śpiew przed Ewangelią). Właśnie. Niech się to złączy z tymi słowami, których nie rzucajmy na wiatr, kiedy klękamy rano czy wieczór i mówimy, i będziemy dziś mówić, i od dziś z pełniejszą świadomością: „Ojcze nasz, przyjdź królestwo Twoje”. Niech Twoje panowanie ogarnie mnie od wewnątrz. Niech Twoja miłość będzie zasadą mojego życia. Niech ją wnoszę tam, gdzie jej nie ma. W ten dziwny, straszny świat, który jest bez Boga, bez miłości". (1986)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz