Jezus... ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko... Flp 2,1-11
Współbrzmi mi to czytanie z dzisiejszą Ewangelią, zwłaszcza, kiedy słucham o zmianie nastawienia drugiego syna. "Nie chcę", ale "pożałowawszy" poszedł za słowami ojca (Mt 21,28–32).
Przyglądając się dziś trochę postawie pokory (przypominając własne momenty głębokiej prawdy i zgody na nią, ale też osób, którym dane mi było towarzyszyć), mogę zaryzykować wniosek, że w prawdziwej pokorze, w otwartości na siebie i na zmianę swego, jest jakiś element boski. Dosięgamy w takim momencie jakiegoś probierzu w nas mocy naszego chrztu, mocy zmartwychwstania.
Krzyż Jezusa i Jego zmartwychwstanie jest mi tą "mocą przekonująca miłości", o której pisze dziś św. Paweł, czy "pociechą miłości", jak znajduję w innych tłumaczeniach.
Oj piękne te czytania dziś... :)
OdpowiedzUsuńOj piękne :)
OdpowiedzUsuń