wtorek, 15 października 2013

15 X, na całego


«Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza?...». Łk 11,37-41

Pozorami można oszukać ludzi, ale nie Boga.
Troska o czystość serca, o czystość intencji kosztuje wiele. Ogałaca moją sakiewkę egoizmu, samostanowienia i samozadowolenia.
Co zostanie?
Pustka, która czeka na Boga, którą On sam chce wypełnić.
I wypełnia!
Chcesz spróbować - spróbuj - ale tylko na całego.
Św. Teresa od Jezusa tak uczyniła - nie zawiodła się.
 
***
Trochę lektury
Z dzieł św. Teresy z Avila, "Droga doskonałości" ( ze strony: http://www.karmel.pl/klasyka/droga/index.php) ,

z rozdziału 12:

...Kto szczerze i naprawdę zaczął służyć Bogu, ten, sądzę, oddawszy Mu wolę swoją, nic mniejszego ofiarować Mu nie może, niż tę trochę życia swego. Rzecz jasna, że prawdziwy zakonnik i człowiek prawdziwie bogomyślny, nie ziemskich, jeno Bożych rozkoszy pożądający, nie będzie się lękał, owszem, będzie pragnął umrzeć dla Niego i ponieść męczeństwo. A czyż nie wiecie o tym, siostry, że życie prawdziwego zakonnika i każdego, kto pragnie zaliczyć się do rzędu najbliższych przyjaciół Boga, jest rzeczywiście długim męczeństwem? Długie, mówię, w porównaniu ze śmiercią męczennika, któremu prześladowca w jednej chwili głowę ucina, ale w porównaniu z czasem tego życia nie jest ono długie, bo każde życie jest krótkie, a bywają i bardzo krótkie; kto wie, czy nasze nie skończy się w samejże chwili, w której postanowimy całe poświęcić je Bogu? Wszak to być może. Ostatecznie, na tym co się kończy polegać nie można, a najmniej już na tym życiu doczesnym, w którym jednego dnia nie mamy pewnego. Kto pamięta o tym, że każdy dzień może być dla niego ostatnim, czy nie będzie się starał dobrze użyć każdego?
[...]
Powiecie może, "że są to błahostki, na które i uwagi zwracać nie warto?" - Upominam was jednak, nie bierzcie tego na lekko; miłość własna ze swymi uroszczeniami, gdy nie jest trzymana na wodzy, w klasztorze zwłaszcza, rośnie i wzdyma się jak piana na brzegu morskim; nie ma rzeczy małej, gdzie takie wielkie grozi niebezpieczeństwo względem tych zaszczytów czy znoszenia przykrości. - Spotka, na przykład, którąś jakaś przykrość, rzecz mała sama z siebie i prawie jej nie uczuła, ale drugiej, za sprawą ułudy diabelskiej, wyda się to czymś wielkim. Będzie sobie poczytywała za obowiązek miłości bliźniego okazać jej współczucie; powie jej: jak może to ścierpieć? niech jej Bóg da cierpliwość; zachęci ją, by to ofiarowała Bogu, bo i święty nie ścierpiałby więcej. Tak to diabeł w usta tamtej kładzie wabik na was, że mimo iż siebie zwyciężycie i zachowacie cierpliwość, ale za to zostanie wam w sercu pokusa próżności i upodobania w sobie i cierpienie to nie będzie należycie wykorzystane.
Taka jest nędza i słabość nasza, że gdy nas spotka jaka nieprzyjemność, choć mówimy sobie, że to nic i nie chcemy na nią zważać, mimo woli jednak czujemy w sobie niejakie podrażnienie. Cóż więc dopiero, gdy temu wewnętrznemu usposobieniu przybędzie jeszcze w pomoc zewnętrzna podnieta, gdy druga niewczesnym swoim nad nami litowaniem się podrażnienie nasze zaostrzy? W dwójnasób wówczas czujemy przykrość doznaną, wyobrażamy sobie, że słuszność po stronie naszej, że niesprawiedliwie cierpimy, i tak dusza traci sposobność do zasługi, jaką jej Bóg w tej próbie nastręczył, a co gorsza, wychodzi z niej słabsza i zostawia drzwi otwarte diabłu, gdy drugi raz przyjdzie z czym gorszym. Może się też zdarzyć, że gdy stłumicie w sobie urazę miłości własnej, przyjdą takie nieproszone przyjaciółki i będą was buntować i mówić: "cóż to? klocem jesteście czy kamieniem, by na taką krzywdę milczeć?" Na miłość Boga, siostry, strzeżmy się takiej niemądrej miłości i takiego niebacznego okazywania jedna drugiej współczucia w rzekomych krzywdach naszych! Nie bądźmy sobie takimi pocieszycielami, jakich na utrapienia swoje znalazł Job w żonie i przyjaciołach swoich.  

z rozdziału. 13.:

...Często wam to już mówiłam, siostry, i teraz tu dla pamięci zapisuję, by od tego domu i od każdej duszy dążącej do doskonałości dalekie były takie myśli i wyrażenia, jak: "miałam rację", "postąpiono ze mną bez racji", "nie miała racji ta siostra"... Od takich złych racji broń nas Panie Boże! Jak się wam zdaje, czy była słuszna racja w tych mękach, jakie zadano najwyższemu Dobru naszemu, Chrystusowi Panu, w tych obelgach i krzywdach, jakie Mu wyrządzano? Jeśli która nie chce nosić krzyża, póki jej pewnymi racjami nie przekonają, nie wiem, po co przyszła do klasztoru; niech sobie wraca na świat, gdzie może zachowają w stosunku do niej te względy, których żąda, choć wątpię. Czyż może być cierpienie tak wielkie, byś nie zasługiwała na jeszcze większe? Jaką więc możesz mieć rację skarżyć się? Wyznaję, że nie rozumiem tego.
Gdy nam okazują jaką cześć, dogadzają, albo otaczają nas troskliwością, wówczas wystąpmy z naszymi racjami, bo to rzeczywiście nie zgadza się z słusznością, by tak postępowano z nami za życia. Ale na te rzekome krzywdy - kiedy już tak je nazwiemy - jakim prawem możemy się skarżyć? Albo jesteśmy oblubienicami wielkiego Króla naszego, albo nie. Jeśli tak, to któraż jest uczciwa niewiasta, która by nawet wbrew swojej woli nie odczuwała w głębi duszy zniewagi wyrządzonej małżonkowi? Zaszczyty bowiem i zniewagi są wspólne dla obojga. Jest to więc nierozum, pragnąć uczestniczyć w królestwie Oblubieńca naszego i dzielić z Nim chwałę i szczęśliwość Jego, a w zelżywościach i boleściach Jego żadnego nie brać udziału. 
Nie daj Boże, by która z nas tak była usposobiona. Ale przeciwnie, ta, która się widzi niżej poczytywana od wszystkich, niechaj się ma za najszczęśliwszą. I rzeczywiście szczęśliwą będzie, jeśli znosi poniżenie tak, jak je znosić powinna, bo śmiało to twierdzę, wierzcie mi, że będzie miała cześć i w tym życiu, i w przyszłym. Lecz co za niedorzeczność, że żądam od was, byście na słowo moje wierzyły, gdy sama Mądrość przedwieczna nam to mówi.

z rozdziału 29:
... Najlepiej, by upokorzenie wasze trwało, byście zostawały w poniżeniu i zadowolone były z tego dla miłości Pana, który jest z wami. Obróćcie oczy i patrzcie we wnętrze wasze, tam znajdziecie Oblubieńca, który wam nie zrobi zawodu, owszem, im mniej macie pociechy zewnątrz, tym hojniej was wewnątrz pocieszy. Jest dobry i litościwy i nigdy nie opuści duszy strapionej, jeśli w Nim samym całą ufność swoją pokłada. Świadczy o tym Dawid, gdy mówi, że Pan zawsze jest z tymi, którzy są w ucisku. Albo wierzysz w to, albo nie wierzysz. Jeśli wierzysz, czemu się dręczysz?

1 komentarz:

  1. Jak zwykle w takich przypadkach najważniejsza jest perspektywa, jaką się przyjmie. I trzeba przyznać, że św. Teresa przyjmuje najwłaściwszą. To naturalne, że każdy dobiera cytaty pod siebie, ale muszę przyznać, że mnie to też było potrzebne - byłem rozdrażniony po swojej ostatniej wizycie u s. Małgorzaty, żałowałem wręcz, że znowu się tam odezwałem. A teraz owszem widzę, że nie było warto się odzywać, ale jednocześnie nie ma już we mnie tego rozdrażnienia - nie było warto, bo to, z czym przyszedłem, zostało kompletnie pominięte (zwracałem uwagę, że można podejrzewać, iż późniejsi księża-pedofile wybrali kapłaństwo nie jako powołanie lecz, jako zasłonę dymną, która miała skrywać ich skłonności homoseksualne; a więc także Kościół jest ofiarą ich skłonności). Jednak to, że byłem za to doskonałym przedmiotem kpin i wyśmiewania, w tej chwili już mnie nie drażni...

    OdpowiedzUsuń