poniedziałek, 10 maja 2010

przyjdziesz w Duchu i rozradujesz

Dopadło mnie dzisiaj... Coś... Smutek? Chandra?
Skąd? Może stąd, że czas przed burzą, może z kobiecej fizjologii, może z własnych niespójności a może z prawdy o człowieku, który kruchy jest, też psychicznie, bo że fizycznie to raczej wiadomo.

Cokolwiek to by nie było i skąd by nie przyszło, w doświadczeniu miłym nie jest.
Ale właśnie taki stan przyprowadził mnie do Jezusa. Taki stan nareszcie sprecyzował we mnie dokładną modlitwę do Ojca, w imię Jezusa. A przecież jeszcze nie tak dawno nie umiałam stanąć przed Ojcem z prośbą, mając zapewnienie jej wysłuchania...

Więc tak po prostu, jak spękana ziemia, wołająca o deszcz, zaczęłam wołać o Ducha Pocieszyciela, o Ducha Prawdy. Dobrze mi było przed Bogiem z tym trudnym emocjonalnie stanem, bo czułam się w prawdzie i poddawałam Jemu wszystkie me zakamarki.

Tak zwyczajnie i prosto wołałam o Ducha ze wszystkimi Jego owocami... Tak, wołałam o owoce, bom głodna! Jak dziecko wyznałam, żem głodna miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności, opanowania... Ga 5, 22-23

I wierzę, że otrzymam! Bo skoro ja umiem dawać dobre rzeczy tym, którzy mnie proszą, to czy Ojciec Niebieski nie da mi swego Ducha? Może jak dzisiejsza Lidia z Dz 16,15 wymuszam to na Nim, ale zgodnie z tym, jak mówił o sobie, mam tę śmiałość i jestem przekonana, że chce mi dać:

Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Mt 7,11

Wiem, że przyjdzie do mnie w swoim Duchu i rozraduje serce moje!
Skąd ta pewność? Z wiary? Z nadziei? A może z miłości?

Ty, Panie, wiesz najlepiej... :)
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz