Niech trwa w nas braterska miłość.
[...] Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili wam słowo Boże, i rozpamiętując koniec ich życia, naśladujcie ich wiarę. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. (Hbr 13,1-8)
Kończymy właśnie liturgiczną lekturę Listu do Hebrajczyków. Słyszymy dziś wezwanie do trwania w miłości braterskiej, miłości wzajemnej. I dostajemy wskazówkę jak uchować wiarę: poprzez przyglądanie się "ich wyjściu" (= śmierci) pasterzy, poprzedników naszych, poprzez oglądanie owoców ich postępowania.
Prawdą jest, że mnie osobiście wzmacnia świadectwo świętych (tych w niebie, jak i tych jeszcze żyjących).
Dziś patrzę na koniec życia mego ziomka, bł. Michała Giedroycia, który niedawno doczekał się zatwierdzenia wielowiekowego kultu.
Michał, pochodzący z kniaziowskiego litewskiego rodu, niepełnosprawny od dzieciństwa, nie zamyka się we własnym cierpieniu... Służy Bogu i ludziom. W dojrzałym wieku staje się zakonnikiem (Zakon Kanoników Regularnych od Pokuty, inaczej zwanych Białymi Augustianami, bo noszą biały habit, a my - jadwiżanki wawelskie - po nich biały habit odziedziczyłyśmy).
Jest zakrystianinem w kościele św. Marka w Krakowie. Nie przyjmuje święceń kapłańskich, nie jest "na świeczniku", nie jest znany, ale jednak głosi słowo Boże, głosi je swoim życiem. Przychodzą do niego ludzie, prosząc o radę, prosząc o wstawiennictwo. Skuteczność modlitwy i wstawiennictw Michała już za życia (i po śmierci) zachowały kroniki kościelne św. Marka.
W swoim życiu Michał robi proste, służebne, rzeczy. Można wręcz powiedzieć: robi małe rzeczy. Ale robi je w wielki sposób. W tym się kształtuje jego świętość. Michał wie, że Bóg widzi w ukryciu. Jest wierny w małych sprawach. Jego wierność i cierpliwość przynoszą owoce prorokowania, uzdrawiania, pocieszania, wstrzymywania pożarów. To widzialne łaski, a ile niewidzialnych cudów za jego wstawiennictwem się dokonuje, wie tylko niebo.
Cichy, skromny zakonnik, żyjący w XV wieku, przez sześć stuleci nie zapomniany mimo nieistnienia działu reklamowego, bez możliwości internetu, kamer, dyktafonów itp... Nie napisał dzieł, nie zostawił spuścizny. Dlaczego o nim dziś Kościół nie zapomniał? Dlaczego o nim mówi przez fakt zatwierdzenia kultu?
Przypomina mi się zapewnienie Jezusa: "co mówię wam w ukryciu, będzie głoszone na dachach". Michał miał usłyszeć na modlitwie od Jezusa: "bądź cierpliwy aż do śmierci, a dam ci koronę chwały", co wyznał przed śmiercią (a kapłan słuchający przezornie nie przyrzekł mu dyskrecji w tym względzie). Michał Giedroyć nie zawiódł się na zaufaniu Ukrzyżowanemu! Od Niego czerpał siłę cierpliwej miłości. Przypominał mu wciąż o tym znak serca z krzyżem, który nosił na swoim habicie ...
Kiedy słyszę dziś na liturgii: "Jezus Chrystus wczoraj, dziś i na wieki, ten sam..." - upewnia się moje serce, że nie zawiedzie się w ufności i wierności skierowanej ku Jezusowi. Błogosławiony Michał jest mi dany, jest nam dany, jako dowód Bożej pamięci, Bożej wierności.
XV wiek - wówczas żył bł. Michał - dla Krakowa to czas szczęśliwy, nawet się mówi "felix saeculum Cracoviae". Czas trwania miłości braterskiej, czas świętości. Z tego czasu mamy sześciu świętych, świętych z jednego miasta: Jan Kanty, Szymon z Lipnicy, Michał Giedroyć, Świętosław Milczący, Izajasz Boner, Stanisław Kazimierczyk. Jeszcze niektórzy dodają Władysława z Gielnowa, bo też w tym czasie studiował w Krakowie. Ci ludzie czerpali siłę miłowania i służby z modlitwy i ze wspólnych rozmów.
Czy można jednak mówić o jakimś czasie, że jest szczęśliwy? Czy znaczyłoby to, że jakiś inny czas jest nieszczęśliwy? A może lepiej zapytam wprost: jaki jest mój czas? Czas, w którym żyję? Czy można w tym "moim" czasie żyć wiernością, miłością Boga? Czy można Nim się dzielić i wzajemnie się wzmacniać?
Mój rodak Michał na łożu śmierci mówił do braci o miłości, mówił do braci, by zachowali regułę i by trwała obopólna miłość. Słyszę jakby echo dzisiejszego czytania... "Niech miłowanie trwa". Wszystko jest łaską. Życie wierne w codzienności jest łaską, czasem łaską "białego" męczeństwa. A łaska potrzebuje tylko jednego - przyjęcia, mojego FIAT. Wówczas każdy czas, każdy chronos, staje się kairosem (czasem Bożego działania).
Bł. Michał swoim życiem i tym wszystkim, co Bóg w nim i przez niego dokonał, otwiera mi oczy na Obecność OBECNEGO i wiernego Boga w moim życiu, t.j. we wszystkim co małe, a co składa się na konkret mojej codzienności.
Fot. u góry - autorem jest moja współsiostra Monika B., która na facebooku przyznaje się do znajomości i zażyłości z bł. Michałem, za co jej siostrzanie dziękuję :).
***
Przy okazji, zapraszam na spotkania z bł. Michałem Giedroyciem do kościoła św. Marka w Krakowie. Więcej szczegółów na plakacie, który załączam:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz