...Odpowiedzieli Mu: „Panie, chodź i zobacz”. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!” Niektórzy z nich powiedzieli: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?” A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: „Usuńcie kamień”... (J 11,1–45)
Jezus zapłakał. Tak po ludzku. Papież Franciszek mówił dziś, by być z Jezusem w tym płaczu...
Tak, taka modlitwa może być bardzo uwalniająca w dzisiejszej sytuacji świata dotkniętego pandemią.
Ale mnie dotknęło dziś wołanie Jezusa "usuńcie kamień".
Nie jeden był kamień, który przywalił moje dobre zamiary, moją spontaniczność czy inne moje zachowanie...? Może nie jeden jest też kamień taki, którym ja przywaliłam kogoś moim narzekaniem, krytykowaniem, pogardą itd.itp...? Może są już relacje, które cuchną? Może we mnie miłość do kogoś umarła, przywalona takim kamieniem urazy...? [warto sobie przypomnieć, że "urazy chętnie darować" należy do uczynków miłosierdzia co do duszy]
Miłości nie wskrzeszę - to w kwestii Pana, ale kamień np. urazy, kamień krytycznego patrzenia, czy niechęci jest do usunięcia przeze mnie. To do mnie woła Pan: "usuń kamień"!
"Usuń kamień!"
Biorę się za usuwanie, reszty On dokona - wierzę!
Bardzo podoba mi się to zdanie, dlatego pozwolę sobie na drobną poprawkę, taki tam drobny kamyczek :)
OdpowiedzUsuń"Miłości nie wskrzeszę - to w gestii Pana, ale kamień np. urazy, kamień krytycznego patrzenia, czy niechęci jest do usunięcia przeze mnie. To do mnie woła Pan: "usuń kamień"!
O tak! To w gestii Pana (a nie w kwestii) - czasem mam takie lapsusy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję